niedziela, 10 marca 2013

Rozdział siódmy.

Spoglądając za szybę mknącej po ulicach Londynu taksówki, spostrzegłam tylko rozmyte, szare plamy. Nie musiałam być się na zewnątrz by poczuć chłód październikowej pogody. Deszcz bił zaciekle w karoserie samochodu, wystukując coraz to nowsze, szybsze rytmy. 
- Panienka pewnie na radke?
Zagadnął mnie staruszek prowadzący samochód. Mężczyzna był sędziwym, łysiejącym człowiekiem, jednak energia bijąca z jego oczu była zaraźliwa.
- Nie- odparłam łagodnie.
Kierowca zerknął we wsteczne lusterko i spojrzał na mnie zza swoich okularów, które zsunęły mu się na czubek nosa.
- Och, niech panienka się nie wstydzi, ja nikomu nie powiem- puścił do mnie perskie oko.
Troszkę zawstydzona spuściłam głowę. Czy gdy młoda osoba gdzieś jedzie, to zaraz musi to być randka? Chwilę nad tym dumając znów przyłapałam się, że myślę o Zaynie.
Wysiadając z taksówki otuliłam się jeszcze szczelniej płaszczem i wcisnęłam ręce do kieszeni. Na głowę zarzuciłam kaptur i szybko podbiegłam do drzwi domku państwa Fellów.
- Cześć Alex!- Dobry humor Marcusa poraził mnie już na progu. Fala ciepła uderzyła mnie, gdy weszłam do środka. Wszelakie zapachy wiły się w powietrzu.
- Jak noga?- zapytałam idąc za Marcusem w głąb domu.
- Bywało lepiej.
- Och! Alex! Jak cieszę się, że przyszłaś- pani Fell przywitała mnie z uśmiechem.- Marcus już nie mógł się ciebie doczekać- z usta Marcusa wydobył się cichy jęk.- No ale chyba nie można się dziwić, miłość.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Mamo- zaczął Marcus- przecież mówiłem ci...
- Oj już dobrze- przerwała mu.- Obiad jeszcze nie gotowy, więc idź pokaż Alex swój pokój, mam nadzieję, że tam posprzątałeś?
Marcus przewrócił teatralnie oczami.
Pokój chłopaka nie był czymś nadzwyczajnym, pomijając półkę z części roweru i łóżko wodne, zajmujące pół pokoju.
- Przepraszam cię za moją matkę, czasem za bardzo zrzędzi. 
- Och przestań- zaprzeczyłam.- Nawet nie wiesz ile bym dała, żeby tak posprzeczać się z moją.
Zapanowała cisza. Przechadzając się po pokoju Marcusa, natknęłam się na mini biblioteczkę stojącą w koncie jego pokoju. Były tam fantasty takie jak "Harry Potter", ale na górnej półce dostrzegłam też dramat "Romeo i Julia".
- Która z książek to twoja ulubiona?- zapytałam chłopaka, który rozciągnął się wygodnie na swoim wodnym łóżku, pokrytym brązowym kocem.
-"Kroniki królobójców"- odparł.
- O czym to?- zapytałam.
Chłopak otworzył buzię, zapewne miał mi wiele do opowiedzenia, ale spełzło to na niczym, gdyż z dołu dobiegł nas głos pani Fell, która oznajmiała, że posiłek już gotowy. Marcus uśmiechnął się i obiecał, że opowie mi o niej innym razem.
Siadając za stołem, starałam się zachowywać nienagannie, czego jak widać oczekiwała pani Fell, zerkając na mnie co chwilę dyskretnie. Drewniany stół przykryty był obrusem w kolorze szkarłatnym, pasującym do identycznych firanek. Pomieszczenie w którym teraz się znajdywaliśmy było przestronne. Ściany pokrywał kolor kremowy, który idealnie komponował ze szkarłatnymi dodatkami. W rogu stał kominek w którym wesoło trzaskał ogienek. Puszysty dywan łaskotał mnie w stopy. Na stole znajdował się wysoki, szkarłatny świecznik, który częściowo zasłaniał siedzącego naprzeciw Marcusa. Wpychając sobie do ust kolejny kawałek pieczeni, pan Fell zaczął:
- No Marcus, to gdzie zabierasz naszą Alex na drugą randkę?
Spojrzałam na Marcusa.
- Tato, mówiłem ci, że my nie jesteśmy parą.
- Właśnie- poparłam chłopaka.- Tylko się przyjaźnimy.
- No tak- westchnął pan Fell.- Ale z przyjaźni zawsze rodzi się miłość, prawda Margaret?
Figlarnie spojrzeli na siebie, co wprawiło mnie w lekkie zażenowanie. Resztę posiłku spędziliśmy w ciszy. Nikt nie był skory do rozmów, szczególnie po wypowiedzi pana Fella. Po posiłku pani domu udała się do kuchni, a gospodarz zasiadł na jednym z foteli i przeglądał gazetę. Marcus siedział na przeciwko i wpatrywał się w jakiś punkt.
- Na mnie już pora- oznajmiłam wstając.
Marcus dopiero teraz na mnie spojrzał.
- Zostań jeszcze- nalegał.
- Nie, nie. Już późno, jutro szkoła...
Zakładając swój płaszczyk, pomyślałam, że dobrze zrobiłby mi spacer, dotlenienie mózgu i te sprawy, jednak wychodząc w mglistą, deszczową, mroczną noc, postawiłam na taksówkę.

Reszta tygodnia przemijała swoim rytmem. Pogada nie zaskakiwała niczym nadzwyczajnym. Smętne niebo nie ukazywało ani jednego promienia słońca. Wiele razy wspominałam polską jesień. Dęby, topole i brzozy skąpanie w złocistym słońcu, oraz liście skrzypiące pod butami to to, czego w tej chwili mi brakowało. Polska jesień nie zawsze była taka kolorowa, ale angielska w ogóle nie prześwitywała choćby jedną z jesiennych barw.
Codzienne zmagania z szkolnym przedmiotami umilał jedynie fakt, że Perrie gdzieś wyjechała. Nie musiałam co dzień patrzyć w jej chłodne, niebieskie oczy. Wszyscy zdawali się być inni. Szkoła jakby ożyła jej wyjazdem. Zauważyłam, że wiele osób zaczęło się do mnie uśmiechać. Jej przyjaciółki też zdawały się inne. Rozmawiały ze zwyczajnymi ludźmi, a któregoś dnia podeszły do Lucy Blunt, uczennicy, należącej do kółka matematycznego. Nawet Zayn zachowywał się inaczej. W piątek po południu zadzwonił do mnie z pytaniem czy nie wybrałabym się z nim na łyżwy. Przyznam, że zaskoczył mnie tą propozycją, ale nie da się ukryć, iż jeszcze bardziej mnie nią ucieszył. Nawet nie wiem kiedy się zgodziłam, ale jedno było pewne: Dziś spotkam się z Zaynem. Sama myśl przyprawiała mnie o dreszcze. Z uśmiechem na twarzy pognałam do łazienki.
Zrzucając z siebie garderobę, wskoczyłam pod prysznic. Dobiera woda trochę mnie orzeźwiła. Strumień gorąca rozluźniał moje mięśnie, moczył splątane włosy. Używając swojego ulubionego szamponu truskawkowego, zastanawiałam się już co ubrać.
Wyszłam z pod prysznica szybciej niż to było konieczne. Wysuszyłam ręcznikiem swoje długie włosy i pozostawiłam do wyschnięcia. Spoglądając na zegarek stojący na moim nakastliku zauważyłam, że mam do spotkania całe dwie godziny. Opadłam na łóżko, mocząc przy tym moją białą pościel pojedynczymi kropelkami wody które błądziły gdzieś w moich włosach. Otworzyłam swoją wielką, białą szafę. Przeszukawszy wszystkie półki nie znalazłam nic ciekawego, poza jasno szarym swetrem z dwoma kieszonkami, jedną szarą, drugą perłoworóżową. Uśmiechnęłam się do siebie samej. To jest to, pomyślałam. Rzuciłam sweter na łóżko. Teraz tylko jakieś spodnie. Gdzieś w kącie znalazłam swoje żurawinowe spodnie, które dostałam od mamy. Zawsze mówiła, że powinnam nosić żywsze kolory, może teraz jest na to czas?
Założyłam na siebie wybrany zestaw i podeszłam do lustra wpinając do ucha małe, jasno różowe kolczyki. Nawet, nawet przyznałam patrząc na swoje odbicie. Zerknęłam na zegar wiszący nad blatem kuchni. Jakie wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jest za piętnaście piąta. Rozczesałam swoje włosy, ubrałam buty i kurtkę. Przeglądnęłam się w lustrze. Ubranie prezentowało się całkiem nieźle. Chwyciłam torbę i wyszłam na dwór. Pogoda mile mnie zaskoczyła, nie padało, tak jak rano. Niebo było zasnute chmurami, ale nie wyglądało na to, że ma padać. Uśmiechnęłam się w duchu na widok samochodu Zayna i jego samego opartego luzacko o drzwi pasażera.
- Cześć- przywitał się dziarsko kiedy mnie zobaczył.
- Dzień dobry.
- A bardzo dobry- uśmiechnął się do mnie.- Ładnie wyglądasz- oznajmił po chwili.
Wiele razy słyszałam to stwierdzenie, jednak błysk w oku Zayna sprawił, że po moim ciele przebiegły dreszcze. Mruknęłam ciche dziękuję i przyglądałam się mojemu towarzyszowi, który otworzył drzwi pasażera by wpuścić mnie do środka. Zayn siedział po chwili obok. Chłopak miał na sobie ciemne jeansy oraz czarną bluzę która idealnie podkreślała jego ciemne oczy. Mknąc po drogach Londynu, podziwiałam krajobraz rozciągający się za oknem. Jechaliśmy w ciszy, ale cisza w towarzystwie Zayna była czymś wyjątkowym, magicznym. Nagle moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka, ale nie mojego.
- Cześć mamo!- powiedział mój towarzysz do małego prostokątnego urządzenia które trzymał przy uchu.
- U mnie nic ciekawego, właśnie jadę na łyżwy z moją koleżanką, Alex- spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Wysłuchiwał mowy swojej matki, kiedy w pewnym momencie spoważniał.
- Nie... Nie. Perrie wyjechała.
Znów cisza. Przeniosłam wzrok za okno. Właśnie przejeżdżaliśmy obok parku. Zobaczyłam dzieci które się bawiły. Zayn zaśmiał się głośno.
- Wiesz co mamo? Ty nie jesteś lepsza- znów śmiech. Wypełniła mnie fala zazdrości pomieszana ze smutkiem. Pomyślałam o swojej mamie, o jej żartach, poczuciu humoru.
- Dobra mamo będę kończył. Trzymaj się, kocham cię. 
Zayn włożył komórkę do kieszeni i na powrót uchwycił kierownicę dwoma rękami. Spojrzałam na niego ukradkiem.
- Nie tęsknisz za domem?- uderzył w sedno. Spojrzałam na swoje dłonie.
- Tęsknie- powiedziałam cicho.- Nawet bardzo. Najgorzej jest wtedy... gdy się smucę. Brakuje mi mojej mamy, jej słów otuchy...
- A kiedy się smucisz?- zapytał zaciekawiony Zayn.
Pomyślałam o Perrie i jej wszystkich kąśliwych słowach, rzucanych w moją stronę.
- Kiedy... Kiedy wszyscy śmiali się ze mnie i Marcusa- wydukałam.
Zayn zamilkł, lecz po chwili na powrót się odezwał:
- A Perrie? Perrie też się śmiała?
Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Na całe szczęście nie musiała odpowiadać, ponieważ dojechaliśmy już na miejsce. Szybko wyskoczyłam z samochodu i ruszyłam wolnym krokiem w stronę lodowiska. Zayn po chwili mnie dogonił i razem weszliśmy do środka.
Zakładając wypożyczone łyżwy, zdałam sobie sprawę z jednego, nieprzyjemnego faktu. Jak ja głupia mogłam o nim zapomnieć?
- Alex- zagadnął mnie Zayn, który już wchodził na lód- Idziesz?
Patrzyłam na niego oniemiała. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
- Zayn, bo ja o czymś ci nie powiedziałam...- zaczęłam.
Chłopak patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, jakby spodziewał się najgorszego.
- Bo my... To znaczy ja... Nie umiem...
Zayn zachichotał. Wiedział doskonale o co mi chodzi.
- Pomogę ci, tylko podaj mi dłoń- powiedział.
Spoglądałam to na niego, to na wyciągniętą dłoń w moją stronę. Uchwyciłam ją i razem z Zaynem weszliśmy na lód. Przyznam, że było to trudniejsze niż sądziła. Zayn obejmował mnie w tali, tłumacząc jak mam ustawiać nogi, lub co robić żebym hamowała. Powiem, że podobały mi się takie lekcje, za każdym razem gdy Zayn mnie dotykał moje ciało przechodziły dreszcz ekscytacji. Miałam szczęście, że chłopak nie słyszy mojego bicia serca. Kilka razy wylądowałam na lodzie, przez co Zayn miał niezły ubaw. Kiedy za którymś razem się zachwiałam, Zayn przytrzymał mnie mocniej, przez co nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów i mogłam czuć jego niespokojny oddech. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak rozpromienionego. Jego czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie. Wierzchem swojej dłoni, przejechał po moim policzku, sprawiając, że mój oddech raptownie przyśpieszył. Zauważyłam, że Zayn przybliża swoją twarz coraz bliżej mojej. Moje serce tłukło się o żebra, ogarnęła mnie panika pomieszana ze szczęściem.
Jego usta lekko musnęły moje. 




Witajcie, jak jeszcze tu jesteście :D
Rozdział długi, nie wiem czy nie za długi, ale w końcu jest, mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie. Jeżeli jesteście tutaj skomentujcie, bo nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda :)
Pytanie: Kiedy kolejny rozdział? No tak, może za tydzień, albo wcześniej, bądź później, nie mam pojęcia.
Zastanawiam się nad założenie zakładki "Pytania"- wiecie, moglibyście pytać o co tylko byście chcieli Alex, Zayna, Nialla, mnie (jako autorki)  itp,. nie wiem czy to dobry pomysł, więc piszcie co sądzicie ;) Kocham i całuję do następnego ;*