piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział ósmy

Biorąc z kuchni zbożowy batonik, rozłożyłam się luzacko na kanapie włączając laptopa. Zanim sprzęt się uruchomił, rzuciłam krótkie spojrzenie za okno, lecz nie zobaczyłam słońca, choć tak bardzo tego pragnęłam. Było jaśniej, nawet jaśniej niż dziś rano i wiedziałam dobrze, że kiedy podejdę do okna, zobaczę wirujące w powietrzu drobinki śniegu.
Załamana pogodną przeniosłam wzrok na ekran włączając pocztę. Miałam trzy, z których dwie to natarczywe reklamy informując o pielęgnacji swoich paznokci. Ostatnia z wiadomości przyszła dzisiaj rano i brzmiała:

   Cześć słońce. Co u ciebie słychać? Dawno nie dzwoniłaś. Jak tam pogoda? Pewnie pada. U nas wszędzie śnieg, ale co się dziwić, już listopad. Przyjeżdżasz na święta, prawda? Wszyscy za tobą tęsknimy. Kocham cię i całuję. Mama.

Czytając tego e-maila po raz trzeci wzięłam się w garść i odpisałam:

  Cześć mamo. U mnie wszystko dobrze, w szkole też nie jest źle, więc daję radę. Przepraszam, że nie dzwoniłam ale ostatnio jestem strasznie zabiegana, Londyn to naprawdę duże i piękne miasto. Dzisiaj zaczął sypać śnieg. Mam nadzieję, że przyjadę, ale na razie mam jeszcze szkołę. Pozdrów wszystkich. 

 Olka 

Wpatrując się w sufit doszłam do wniosku, że cisza która otaczała mnie z każdej strony jest nie do zniesienia. Słyszałam tylko zegar tykający w kuchni. Najgorsze było te, że kompletnie nie miałam nic do roboty. Zadania zrobiłam w piątek, przy czym z matematyką miałam większy problem, ponieważ pan Mason, którego nie lubiłam już za sam przedmiot, zadał nam szalenie trudne zadanie. Na domiar złego wróciła Perrie, która jeszcze bardziej docinała mi swoimi kąśliwymi uwagami.
Od tamtego bardzo dobrze przeze mnie zapamiętanego wyjazdu na łyżwy, nie widywałam się z Zaynem za często. Kiedy wróciła jego dziewczyna nasz kontakt się ograniczył.
Żeby zabić czymś tę cieszę włączyłam telewizor. Od razu zrobiło się inaczej. Muszę coś wymyślić, bo jeżeli nadal będzie tu tak cicho to dostanę kręćka. 
Jak na zawołanie do mojego mieszkania, bez pukania ani żadnych tych rzeczy, wbiegła Patricia ściągając w biegu kurtkę. Witając się ze mną, przeszła do kuchni i nalała sobie szklankę wody, po czym duszkiem ją wypiła. Śledziłam każdy jej ruch z uwagą mając nadzieję, że ona zdaję sobie sprawę, iż nie jest u siebie. Dopiero wtedy zauważyłam jej ubiór. Bluzkę z motywem galaxy przykrywała czarna skóra z ćwiekami, której rękawy były podwinięte do łokci, by miejsce na przegubach zajęły wszelakiego rodzaju bransoletki. Na nogach miała różowe glany, które kontrastowały z fioletowymi spodenkami. Jej zawsze lekko skręcone włosy, teraz były idealnie wyprostowane, a na tle blondu odznaczały się czarne kolczyki. Twarz miała różową od pudru, a na jej ustach widać było połyskującą, różową szminkę. Całość wyglądała ekscentrycznie. 
- No co tak siedzisz?- Zapytała.- Szykuj się na imprezę!
Usiadłam na skraju kanapy.
- Jaką imprezę? 
- No tą imprezę, która jest dzisiaj i na którą cię zapraszam- wyjaśniła. 
Nadal nic nie rozumiałam. 
- Aha, no teraz już wszystko wiem- przyznałam z sarkazmem. 
Dziewczyna przewróciła swoimi wymalowanymi oczami i zaczęłam mówić bardzo szybko.
- Max zadzwonił do mnie jakieś trzy godziny temu i powiedział, że dzisiaj idziemy na imprezę, ponieważ jego kumpel Louis, go zaprosił- mówiła.- Wyobrażasz to sobie? Miałam tak mało czasu, żeby się przygotować. Ale obojętne. No i Louis powiedział żebyśmy przyprowadzili ze sobą przyjaciół,  więc zabieram ciebie. 
Patrzyłam na nią zdziwioną tą całą historyjką. 
- Że dzisiaj?- Zapytałam. 
- No przecież mówię. Dzisiaj. 
- Ale masz świadomość, że jutro jest szkoła.
- Alex! Do jasnej cholery! Ciągle tylko szkoła, szkoła, szkoła! Weź się trochę zabaw!- Krzyknęła. 
Najgorsze w tym wszystkim było to, że Trish miała rację. Może teraz jest czas, żeby zrobić coś dla siebie? Żeby zaszaleć? Ale po mimo tego, że jakaś część mówiła mi, żebym szła, nie wyobrażałam siebie tańczącej na parkiecie. 
- No nie daj się prosić- namawiała Trish. 
Dość tego siedzenia i patrzenia się w sufit. Wstałam dzielnie z kanapy, a Trish zaczęłam piszczeć i skakać ze szczęścia. 
Kiedy już wybrałyśmy zestaw ubrań na dzisiaj, nic w motywie galaxy, poszłam się przebrać. Czarne, poszarpane w niektórych miejscach spodnie, szary top z cekinami oraz limonkowe dodatki nie były przesadnie wystawne, ale się odznaczały. Nie ufając Patrici zostałam zmuszona do zrobienia make-upu, co wyszło jednak na dobre, bo dziewczyna naprawdę się na tym zna.
Stając przed lustrem, nie wierzyłam, że osoba w odbiciu to ja. Dziewczyna w lustrze miała pięknie, brązowe lekko pofalowane włosy, śliczny makijaż i skromny acz wyrazisty ubiór.
- Ślicznie wyglądasz.- Szepnęła mi do ucha Trish, po czym krzyknęła- a teraz ruszamy na imprezkę!
Zamykając mieszkanie, ruszyłam za Trish prowadzącą do pojazdu Max, który czekał na nas nieopodal bloku. Śnieg nadal sypał, gubiąc się w moich włosach. Zastanawiałam się czy Patrici nie jest zimno w tych szortach.
Dotarliśmy na miejsce później niż to było zaplanowane i czułam się trochę winna, że to z mojego powodu, ale kiedy zobaczyłam uśmiechy na twarzach moich przyjaciół poczucie winy zniknęło. Max jako dżentelmen przytrzymał nam drzwi przed klubem i wskazał abyśmy weszły pierwsze.
Wchodząc do środka, zastanawiałam się czy aby na pewno to miejsce jest dla mnie właściwie. W klubie panował półmrok, ludzie szaleli w rytm głośnej, basowej muzyki dochodzącej z głośników, otaczających całą, ogromną salę. Znaleźli się też tacy, którzy zamiast na parkiecie, tańczyli na stole jak na przykład dwie blondynki w kusych ubraniach. Każdy w ręku miał szklankę z jakimś trunkiem. Daleko  w kącie hali, pod przeciwległą ścianą stał barek dla imprezowiczów. Wysoki zgarbiony facet z brodą obsługiwał właśnie jakiegoś klienta. DJ zmienił repertuar i teraz do tańczących przyłączyło się jeszcze więcej ludzi, przez co o mało nie zgubiłam Maxa, który po mimo tego, że Trish chciała iść tańczyć, uporczywie dążył do jednego z kątów w którym jak później się okazało stał czarny, niski stoli, na którym znajdywało się już kilka pustych kieliszków, oraz pełna szklanka z pepsi.
Na obitej czarną skórą kanapie siedziało pięć osób, w tym dwie dziewczyny. Jedna z nich miała piękne kręcone włosy i siedziała obok chłopaka o pogodnej twarzy, opierając podbródek o jego ramię i szepcząc mu coś do ucha. Na środku siedział chłopak o bujnych, kręconych włosach i z uwagą lustrował wzrokiem Trish co nie za bardzo podobało się Maxowi. Trochę dalej od chłopaka siedziała druga para. Kiedy chłopak obok dziewczyny z ślicznymi włosami nas zauważył, zerwał się na równe nogi, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wydawał się sympatyczny.
- No siema stary.- Powiedział do Maxa i uścisnął jego dłoń.
Dziewczyna o kręconych włosach stanęła za nim.
- Wybacz za to opóźnienie, ale wiesz kobiety.- Max popatrzył na nas znacząco.
- Czym byłby świat bez kobiet?- Zapytał uśmiechnięty chłopak chwytając swoją dziewczynę w tali i całując ją w policzek.
- Patricie już wszyscy znają. Max zmienił temat.- Ale nie znacie Alex.
Przypomniał mi się pierwszy dzień szkoły.
- Cześć, jestem Liam- powiedział uśmiechnięty chłopak.- A to moja dziewczyna Danielle.
Danielle posłała mi ciepły uśmiech, przez co poczułam się pewniej. Była piękna. Jej oczy błyszczały wesołymi płomyczkami, a jej twarz była wykrzywiona w pogodnym uśmiechu, tak jak u jej chłopaka, który miał króciutkie, brązowe włosy postawione do góry na żelu.
- Tam na kanapie siedzą Eleanor i Louis- mówił dalej Liam. Podążyłam wzrokiem w stronę zakochanych. Louis machał do mnie przyjaźnie, a jego dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie. Miała kręcone brązowe włosy i wystające kości policzkowe, które dodawały jej uroku.
- A tam na środku  jest Harry- wskazał na chłopaka, który uderzył Louisa lekko w głowę, na co ten drugi przytulił się do swej dziewczyny udając, że płacze.
Chłopak w lokach uśmiechnął się do mnie. Jego włosy sterczały we wszystkie możliwe strony, a oczy wpatrywały się we mnie z zainteresowaniem. Dostrzegłam też małe dziurki w policzkach- słodkie dołeczki.
- Przedstawiłbym ci resztę- ciągnął Liam, próbując przekrzyczeć kolejny głośny kawałek.- Ale gdzieś się rozeszli.
- Nic nie szkodzi, w końcu kiedyś się znajdą- odparłam.
Chłopak uśmiechnął się i usiadł na kanapie razem z dziewczyną. Rozejrzałam się w poszukiwaniu moich przyjaciół, lecz nie dostrzegłam ich. Świetnie, pomyślałam, jeszcze dobrze się nie za klimatyzowałam a oni mnie opuszczają. Siadając na rogu kanapy zbeształam się w myślach za to, że myślę wyłącznie o sobie. 
Wpatrując się przez chwilę w roztańczony tłum, zastawiałam się kogo miałabym jeszcze poznać. Przecież znajdywało się tu już sporo osób, nie myślałam, że Max ma takie znajomości.
- Chodzisz z Maxem i Trish do szkoły?-Rozpoznałam głos Danielle.
- Tak, uczymy się w tej samej szkole.
- Och to musi być fajnie, w końcu oboje mają niezłe charakterki.
- Taak- przyznałam z uśmiechem.- Nie jest najgorzej. A ty czym się zajmujesz?
- Tańczę...
- Właśnie widzę- przerwałam jej. Dziewczyna zaśmiała się.
- Liam ma lenia- przyznała patrząc z uśmiechem na chłopaka.
- Wcale nie!- odezwał się.- Jak chcesz to może iść tańczyć.
- Czyżbyś rzucał mi wyzwanie?- Drażniła się Danielle.
- Z mistrzem nie mam szans- przyznał Liam, całując ją w usta.
Patrzyłam na nich i aż im zazdrościłam szczęścia. Wyglądali na bardzo w sobie zakochanych. Tymczasem para po przeciwnej stronie poszła na parkiet.
- Wracając- zaczęła po chwili Danielle- oprócz tańczenia zajmuję się też modelingiem.
- Rany, jak ty to godzisz z nauką?
Dziewczyna uśmiechnęła się, a Harry nagle przeniósł na nas wzrok.
- Nie uczę się. Już dawno skończyłam szkołę- przyznała Dan.
Gratulację Alex, nie mogłaś palnąć nic głupszego. Na moich policzkach pojawił się rumieniec, ale na całe szczęście nikt go nie zauważył. Harry wciąż nie odwracał od nas wzroku, zastanawiał się czy ma tak bystre oko i dostrzegł moje różowe policzki. Piosenka znów się zmieniła.
- Wyglądasz bardzo młodo- powiedziałam w końcu.
- Dziękuję- powiedziała z uśmiechem Danielle, który przekonał mnie, że jednak nie wyszłam na kompletną idiotkę.
Harry odwrócił twarz, więc podążyłam za jego wzrokiem. W naszą stronę szedł chłopak, trzymający jakieś trzy szklanki w rękach, z których już pół napoju i tak wylało się po drodze. Nowo przybył postawił na stole do pół puste już szklanki, poprawił swoją bluzę i przeczesał ręką blond włosy.
- Alex, to jest Niall- powiedział Liam, uśmiechając się do blondynka.
Stwierdziłam, że nie przystaje witać się na siedząco, więc podniosłam się z kanapy.
Chłopak miał piękne, niebieskie oczy, przez co zaparło mi na chwilę dech w piersiach. Choć kiedy siedziałam wydawało mi się, że Niall jest niski, stojąc nim ramię w ramię zmieniłam zdanie.
- Miło poznać- rzucił po chwili, uśmiechając się ciepło.
W blasku kuli dyskotekowej dostrzegłam jakiś błysk na jego zębach i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że miał aparat, który tylko dodawał mu uroku.
- Czemu nie tańczycie?- Zapytał pozostałych. 
Liam uśmiechnął się do Danielle, wziął ją za rękę i ruszyli na parkiet.
- A ty Harry?- Dobitnie pytał Niall.
- Ktoś musi pilnować stolika, kiedy wy będziecie tańczyć- odpowiedział tamten.
- A kto powiedział, że będziemy tańczyć?- odparował Niall.
- No ja- powiedział Harry uśmiechając się triumfalnie.
Niall westchnął i odwrócił się na pięcie w moją stronę.
- Lepiej chodźmy, bo on nie da nam spokoju- wyszeptał mi do ucha.
Skinęłam tylko głową. Chłopak nieśmiało sięgnął po moją dłoń, ale nie zaprotestowałam. Pociągnął mnie w stronę tańczących, przepychając się wśród ludzi. Piosenka znów się zmieniła. Była skoczna i chyba już kiedyś ją słyszałam. Ludzie wokół zaczęli tańczyć, skakać i szaleć, przez co zrobiło mi się ciepło i byłam z siebie dumna, że zostawiłam kurtkę przy stoliku.
Zaczynając tańczyć, modliłam się w duchu żeby się nie wywalić. Na szczęście Niall wybaczał mi wszystkie potyczki, oraz nadepnięcia mu na stop, lecz niestety nie obyło się bez śmiechu. Chłopak miał niezły ubaw z takiej pokraki jak ja. Nie byłam na niego zła- wręcz przeciwnie, zarażał mnie swoim śmiechem. Tańczyliśmy przez długi czas, kiedy następne piosenki były jeszcze szybsze i skoczniejsze.
Przy którejś piosence z kolei, napotkałam jego wzrok. Wlepiał we mnie swoje piękne, niebieskie oczy, przez co straciłam równowagę i zderzyłam się z osobą tańczącą obok.
Spojrzałam na Nialla i widać było, że powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem.
- Przepraszam- powiedziałam.
- Alex?- zapytał.
Podnosząc wzrok zobaczyłam, że wpadłam na Zayna.



Dam, dam dam xD Mamy już dłuuugą ósemkę. :)
Co myślicie? Czy podoba wam się to, że dodaję zestawy ubrań? 
UWAGA: Pod tym postem zostawiajcie nicki swojego TT, żebym mogła was powiadamiać ;D
Do następnego, kocham Was♥

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział siódmy.

Spoglądając za szybę mknącej po ulicach Londynu taksówki, spostrzegłam tylko rozmyte, szare plamy. Nie musiałam być się na zewnątrz by poczuć chłód październikowej pogody. Deszcz bił zaciekle w karoserie samochodu, wystukując coraz to nowsze, szybsze rytmy. 
- Panienka pewnie na radke?
Zagadnął mnie staruszek prowadzący samochód. Mężczyzna był sędziwym, łysiejącym człowiekiem, jednak energia bijąca z jego oczu była zaraźliwa.
- Nie- odparłam łagodnie.
Kierowca zerknął we wsteczne lusterko i spojrzał na mnie zza swoich okularów, które zsunęły mu się na czubek nosa.
- Och, niech panienka się nie wstydzi, ja nikomu nie powiem- puścił do mnie perskie oko.
Troszkę zawstydzona spuściłam głowę. Czy gdy młoda osoba gdzieś jedzie, to zaraz musi to być randka? Chwilę nad tym dumając znów przyłapałam się, że myślę o Zaynie.
Wysiadając z taksówki otuliłam się jeszcze szczelniej płaszczem i wcisnęłam ręce do kieszeni. Na głowę zarzuciłam kaptur i szybko podbiegłam do drzwi domku państwa Fellów.
- Cześć Alex!- Dobry humor Marcusa poraził mnie już na progu. Fala ciepła uderzyła mnie, gdy weszłam do środka. Wszelakie zapachy wiły się w powietrzu.
- Jak noga?- zapytałam idąc za Marcusem w głąb domu.
- Bywało lepiej.
- Och! Alex! Jak cieszę się, że przyszłaś- pani Fell przywitała mnie z uśmiechem.- Marcus już nie mógł się ciebie doczekać- z usta Marcusa wydobył się cichy jęk.- No ale chyba nie można się dziwić, miłość.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Mamo- zaczął Marcus- przecież mówiłem ci...
- Oj już dobrze- przerwała mu.- Obiad jeszcze nie gotowy, więc idź pokaż Alex swój pokój, mam nadzieję, że tam posprzątałeś?
Marcus przewrócił teatralnie oczami.
Pokój chłopaka nie był czymś nadzwyczajnym, pomijając półkę z części roweru i łóżko wodne, zajmujące pół pokoju.
- Przepraszam cię za moją matkę, czasem za bardzo zrzędzi. 
- Och przestań- zaprzeczyłam.- Nawet nie wiesz ile bym dała, żeby tak posprzeczać się z moją.
Zapanowała cisza. Przechadzając się po pokoju Marcusa, natknęłam się na mini biblioteczkę stojącą w koncie jego pokoju. Były tam fantasty takie jak "Harry Potter", ale na górnej półce dostrzegłam też dramat "Romeo i Julia".
- Która z książek to twoja ulubiona?- zapytałam chłopaka, który rozciągnął się wygodnie na swoim wodnym łóżku, pokrytym brązowym kocem.
-"Kroniki królobójców"- odparł.
- O czym to?- zapytałam.
Chłopak otworzył buzię, zapewne miał mi wiele do opowiedzenia, ale spełzło to na niczym, gdyż z dołu dobiegł nas głos pani Fell, która oznajmiała, że posiłek już gotowy. Marcus uśmiechnął się i obiecał, że opowie mi o niej innym razem.
Siadając za stołem, starałam się zachowywać nienagannie, czego jak widać oczekiwała pani Fell, zerkając na mnie co chwilę dyskretnie. Drewniany stół przykryty był obrusem w kolorze szkarłatnym, pasującym do identycznych firanek. Pomieszczenie w którym teraz się znajdywaliśmy było przestronne. Ściany pokrywał kolor kremowy, który idealnie komponował ze szkarłatnymi dodatkami. W rogu stał kominek w którym wesoło trzaskał ogienek. Puszysty dywan łaskotał mnie w stopy. Na stole znajdował się wysoki, szkarłatny świecznik, który częściowo zasłaniał siedzącego naprzeciw Marcusa. Wpychając sobie do ust kolejny kawałek pieczeni, pan Fell zaczął:
- No Marcus, to gdzie zabierasz naszą Alex na drugą randkę?
Spojrzałam na Marcusa.
- Tato, mówiłem ci, że my nie jesteśmy parą.
- Właśnie- poparłam chłopaka.- Tylko się przyjaźnimy.
- No tak- westchnął pan Fell.- Ale z przyjaźni zawsze rodzi się miłość, prawda Margaret?
Figlarnie spojrzeli na siebie, co wprawiło mnie w lekkie zażenowanie. Resztę posiłku spędziliśmy w ciszy. Nikt nie był skory do rozmów, szczególnie po wypowiedzi pana Fella. Po posiłku pani domu udała się do kuchni, a gospodarz zasiadł na jednym z foteli i przeglądał gazetę. Marcus siedział na przeciwko i wpatrywał się w jakiś punkt.
- Na mnie już pora- oznajmiłam wstając.
Marcus dopiero teraz na mnie spojrzał.
- Zostań jeszcze- nalegał.
- Nie, nie. Już późno, jutro szkoła...
Zakładając swój płaszczyk, pomyślałam, że dobrze zrobiłby mi spacer, dotlenienie mózgu i te sprawy, jednak wychodząc w mglistą, deszczową, mroczną noc, postawiłam na taksówkę.

Reszta tygodnia przemijała swoim rytmem. Pogada nie zaskakiwała niczym nadzwyczajnym. Smętne niebo nie ukazywało ani jednego promienia słońca. Wiele razy wspominałam polską jesień. Dęby, topole i brzozy skąpanie w złocistym słońcu, oraz liście skrzypiące pod butami to to, czego w tej chwili mi brakowało. Polska jesień nie zawsze była taka kolorowa, ale angielska w ogóle nie prześwitywała choćby jedną z jesiennych barw.
Codzienne zmagania z szkolnym przedmiotami umilał jedynie fakt, że Perrie gdzieś wyjechała. Nie musiałam co dzień patrzyć w jej chłodne, niebieskie oczy. Wszyscy zdawali się być inni. Szkoła jakby ożyła jej wyjazdem. Zauważyłam, że wiele osób zaczęło się do mnie uśmiechać. Jej przyjaciółki też zdawały się inne. Rozmawiały ze zwyczajnymi ludźmi, a któregoś dnia podeszły do Lucy Blunt, uczennicy, należącej do kółka matematycznego. Nawet Zayn zachowywał się inaczej. W piątek po południu zadzwonił do mnie z pytaniem czy nie wybrałabym się z nim na łyżwy. Przyznam, że zaskoczył mnie tą propozycją, ale nie da się ukryć, iż jeszcze bardziej mnie nią ucieszył. Nawet nie wiem kiedy się zgodziłam, ale jedno było pewne: Dziś spotkam się z Zaynem. Sama myśl przyprawiała mnie o dreszcze. Z uśmiechem na twarzy pognałam do łazienki.
Zrzucając z siebie garderobę, wskoczyłam pod prysznic. Dobiera woda trochę mnie orzeźwiła. Strumień gorąca rozluźniał moje mięśnie, moczył splątane włosy. Używając swojego ulubionego szamponu truskawkowego, zastanawiałam się już co ubrać.
Wyszłam z pod prysznica szybciej niż to było konieczne. Wysuszyłam ręcznikiem swoje długie włosy i pozostawiłam do wyschnięcia. Spoglądając na zegarek stojący na moim nakastliku zauważyłam, że mam do spotkania całe dwie godziny. Opadłam na łóżko, mocząc przy tym moją białą pościel pojedynczymi kropelkami wody które błądziły gdzieś w moich włosach. Otworzyłam swoją wielką, białą szafę. Przeszukawszy wszystkie półki nie znalazłam nic ciekawego, poza jasno szarym swetrem z dwoma kieszonkami, jedną szarą, drugą perłoworóżową. Uśmiechnęłam się do siebie samej. To jest to, pomyślałam. Rzuciłam sweter na łóżko. Teraz tylko jakieś spodnie. Gdzieś w kącie znalazłam swoje żurawinowe spodnie, które dostałam od mamy. Zawsze mówiła, że powinnam nosić żywsze kolory, może teraz jest na to czas?
Założyłam na siebie wybrany zestaw i podeszłam do lustra wpinając do ucha małe, jasno różowe kolczyki. Nawet, nawet przyznałam patrząc na swoje odbicie. Zerknęłam na zegar wiszący nad blatem kuchni. Jakie wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jest za piętnaście piąta. Rozczesałam swoje włosy, ubrałam buty i kurtkę. Przeglądnęłam się w lustrze. Ubranie prezentowało się całkiem nieźle. Chwyciłam torbę i wyszłam na dwór. Pogoda mile mnie zaskoczyła, nie padało, tak jak rano. Niebo było zasnute chmurami, ale nie wyglądało na to, że ma padać. Uśmiechnęłam się w duchu na widok samochodu Zayna i jego samego opartego luzacko o drzwi pasażera.
- Cześć- przywitał się dziarsko kiedy mnie zobaczył.
- Dzień dobry.
- A bardzo dobry- uśmiechnął się do mnie.- Ładnie wyglądasz- oznajmił po chwili.
Wiele razy słyszałam to stwierdzenie, jednak błysk w oku Zayna sprawił, że po moim ciele przebiegły dreszcze. Mruknęłam ciche dziękuję i przyglądałam się mojemu towarzyszowi, który otworzył drzwi pasażera by wpuścić mnie do środka. Zayn siedział po chwili obok. Chłopak miał na sobie ciemne jeansy oraz czarną bluzę która idealnie podkreślała jego ciemne oczy. Mknąc po drogach Londynu, podziwiałam krajobraz rozciągający się za oknem. Jechaliśmy w ciszy, ale cisza w towarzystwie Zayna była czymś wyjątkowym, magicznym. Nagle moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka, ale nie mojego.
- Cześć mamo!- powiedział mój towarzysz do małego prostokątnego urządzenia które trzymał przy uchu.
- U mnie nic ciekawego, właśnie jadę na łyżwy z moją koleżanką, Alex- spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Wysłuchiwał mowy swojej matki, kiedy w pewnym momencie spoważniał.
- Nie... Nie. Perrie wyjechała.
Znów cisza. Przeniosłam wzrok za okno. Właśnie przejeżdżaliśmy obok parku. Zobaczyłam dzieci które się bawiły. Zayn zaśmiał się głośno.
- Wiesz co mamo? Ty nie jesteś lepsza- znów śmiech. Wypełniła mnie fala zazdrości pomieszana ze smutkiem. Pomyślałam o swojej mamie, o jej żartach, poczuciu humoru.
- Dobra mamo będę kończył. Trzymaj się, kocham cię. 
Zayn włożył komórkę do kieszeni i na powrót uchwycił kierownicę dwoma rękami. Spojrzałam na niego ukradkiem.
- Nie tęsknisz za domem?- uderzył w sedno. Spojrzałam na swoje dłonie.
- Tęsknie- powiedziałam cicho.- Nawet bardzo. Najgorzej jest wtedy... gdy się smucę. Brakuje mi mojej mamy, jej słów otuchy...
- A kiedy się smucisz?- zapytał zaciekawiony Zayn.
Pomyślałam o Perrie i jej wszystkich kąśliwych słowach, rzucanych w moją stronę.
- Kiedy... Kiedy wszyscy śmiali się ze mnie i Marcusa- wydukałam.
Zayn zamilkł, lecz po chwili na powrót się odezwał:
- A Perrie? Perrie też się śmiała?
Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Na całe szczęście nie musiała odpowiadać, ponieważ dojechaliśmy już na miejsce. Szybko wyskoczyłam z samochodu i ruszyłam wolnym krokiem w stronę lodowiska. Zayn po chwili mnie dogonił i razem weszliśmy do środka.
Zakładając wypożyczone łyżwy, zdałam sobie sprawę z jednego, nieprzyjemnego faktu. Jak ja głupia mogłam o nim zapomnieć?
- Alex- zagadnął mnie Zayn, który już wchodził na lód- Idziesz?
Patrzyłam na niego oniemiała. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
- Zayn, bo ja o czymś ci nie powiedziałam...- zaczęłam.
Chłopak patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, jakby spodziewał się najgorszego.
- Bo my... To znaczy ja... Nie umiem...
Zayn zachichotał. Wiedział doskonale o co mi chodzi.
- Pomogę ci, tylko podaj mi dłoń- powiedział.
Spoglądałam to na niego, to na wyciągniętą dłoń w moją stronę. Uchwyciłam ją i razem z Zaynem weszliśmy na lód. Przyznam, że było to trudniejsze niż sądziła. Zayn obejmował mnie w tali, tłumacząc jak mam ustawiać nogi, lub co robić żebym hamowała. Powiem, że podobały mi się takie lekcje, za każdym razem gdy Zayn mnie dotykał moje ciało przechodziły dreszcz ekscytacji. Miałam szczęście, że chłopak nie słyszy mojego bicia serca. Kilka razy wylądowałam na lodzie, przez co Zayn miał niezły ubaw. Kiedy za którymś razem się zachwiałam, Zayn przytrzymał mnie mocniej, przez co nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów i mogłam czuć jego niespokojny oddech. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak rozpromienionego. Jego czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie. Wierzchem swojej dłoni, przejechał po moim policzku, sprawiając, że mój oddech raptownie przyśpieszył. Zauważyłam, że Zayn przybliża swoją twarz coraz bliżej mojej. Moje serce tłukło się o żebra, ogarnęła mnie panika pomieszana ze szczęściem.
Jego usta lekko musnęły moje. 




Witajcie, jak jeszcze tu jesteście :D
Rozdział długi, nie wiem czy nie za długi, ale w końcu jest, mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie. Jeżeli jesteście tutaj skomentujcie, bo nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda :)
Pytanie: Kiedy kolejny rozdział? No tak, może za tydzień, albo wcześniej, bądź później, nie mam pojęcia.
Zastanawiam się nad założenie zakładki "Pytania"- wiecie, moglibyście pytać o co tylko byście chcieli Alex, Zayna, Nialla, mnie (jako autorki)  itp,. nie wiem czy to dobry pomysł, więc piszcie co sądzicie ;) Kocham i całuję do następnego ;*

niedziela, 3 lutego 2013

Pauza.

Cześć kochane. Strasznie was przepraszam, że nie dodaje rozdziału, ale niestety muszę zawiesić bloga na najbliższy tydzień. ;c Jest mi tak głupio! Przepraszam jeszcze raz. W szkole mam nawał, same klasówki i testy. Przepraszam was jeszcze raz z całego serca. Kiedy tu wrócę? Nie wiem, jeżeli dobrze pójdzie to może w przyszły piątek, sobotę, niedzielę coś dodam. Przepraszam też za to, że nie pojawiam się na waszych blogach. Obiecuję, że wszystko nadrobię♥
Przepraszam was najmocniej. Mam nadzieję, że tu jeszcze wrócicie i pomimo tej przerwy będziecie do mnie zaglądać.

Kocham was♥

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział szósty.



Stałam nieruchomo w ramionach Zayna. Chłopak trzymał mnie w stalowym objęciu- i całe szczęście, ponieważ gdybym stała o własnych siłach, to nie wiem, czy moje nogi nie zamieniłyby się w watę. Nie wiedziałam czy mam odwzajemnić uścisk, czy też nie. Chłopak chyba wyczuł moje zmieszanie, ponieważ delikatnienie się ode mnie dosunął.
-Przepraszam, nie powinienem.
-Nic się nie stało- powiedziałam, próbując przekonać przy tym samą siebie.
-Pójdziemy coś zjeść? Widziałem tu gdzieś bufet- rzucił po chwili.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Zayn szedł przed siebie, mijając ludzi będących w szpitalu. Szłam tuż za nim i kiedy spojrzałam w dół, ujrzałam nasze splecione dłonie. Poczułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec. Mijaliśmy ludzi z szybkością, co sprawiało, że kilkokrotnie się potknęłam. No tak- moja koordynacja ruchowa. Dobrze, że Zayn trzymał moją dłoń, bo pewnie już dawno wylądowałabym na podłodze. Droga do bufetu nie była długa, co wcale nie przyprawiało mnie o radość- wręcz przeciwnie, byłam trochę zawiedziona, że nie mogę potrzymać choć chwilę dłużej dłoni Zayna.
Wystrój stołówki nie był nadzwyczaj przyciągający. Ściany wyłożone białą boazerią, oraz płytki w kolorze mlecznym. Plastikowe stoły, okryte obrusem kobaltowym, wyglądały trochę śmiesznie. Podeszliśmy do lady i zamówiliśmy po coli. Z napojem w ręku usiadłam na jednym z krzeseł, słysząc jak skrzypi.
-Co ty tu robisz?- zapytałam Zayna, gdy już siedzieliśmy.- Śledzisz mnie?
Zayn parsknął śmiechem, po czym na powrót stał się poważny.
-Nie, choć przyznam, że to musiałoby być ciekawe zajęcie- puścił do mnie perskie oko. Musiałam opuścić wzrok, żeby pozbierać myśli. 
-To jak się tu znalazłeś?- Zapytałam.
Po dłuższej cichy odpowiedział:
-Umówiłem się z Perrie- zaczął, z nietęga miną.- Jadąc do niej, usłyszałem jak w wiadomościach mówią o zdarzeniu w parku Skateboard-owym. Opis idealnie pasował do ciebie. Nie myśląc o niczym innym zawróciłem do szpitala. Byłem święcie przekonany, że to ty jesteś poszkodowana, ale na całe szczęście okazało się inaczej- zakończył lekko się uśmiechając.
-Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
-Cała szkoła o tym mówi- uśmiechnął się ironicznie 
Poczułam zażenowanie. Musiała minąć dobra minuta, żebym to sobie jakoś poukładała w głowie. Pociągnęłam łyka coli. 
-Aż taką niezdarą to ja nie jestem.
Chłopak zaśmiał się krótko. 
-Skąd w ogóle pomysł na randkę w parku Skateboard-owym? Nie powiem, jet to oryginalne- tu się uśmiechnął- ale czy bezpieczne.
-Marcus był przekonany, że nie jest to takie trudne na jakie wygląda- oświadczyłam.- Ale ja też nie jestem bez winy, mogłam odmówić.
-No ale miłość jest ślepa- zauważył z uśmiechem. 
Zachichotałam.
-Czemu ci tak śmieszno? Czyżbym nie mówił prawdy?- Poruszył zabawnie brwiami. 
-Bo tu nie ma żadnej miłości, przynajmniej nie z mojej strony. Dla mnie było to tylko zwykłe spotkanie z przyjacielem- oświadczyłam, zadowolona z swojej mowy. Zayn wyglądał na zbitego z tropu. 
-Czyli wy nie jesteście razem?- zapytał.
-Nie.
-Perrie mówiła coś innego.
Poczułam jak po moim ciele rozlewa się fala złości. Nie lubiła mnie- to było jasne. Ale czy nie mogła przejść obok mnie obojętnie? Zawsze musiała mnie wyśmiać, poniżyć?
-Najwidoczniej się myliła- usprawiedliwił ją Zayn.- Alex, chciałem cię przeprosić za jej zachowanie. Nie wiem czemu ci tak dogryza. Pogadam z nią o tym. 
Spuściłam wzrok.
-Może po prostu nie kwalifikuje się do jej ligi.
-Wcale nie!- chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwała mu pani zza lady.
-Przepraszam bardzo, ale zamykamy już bufet.
-Tak wcześniej?- zapytał mój towarzysz. 
Kobieta zaśmiała się cicho. 
-Jest przed 23, proszę pana.
-Alex! Tutaj jesteś- w tej chwili do gry wkroczyli rodzice Marcusa.-Nasz syn prosił, żebyśmy cię odwieźli pod twoje mieszkanie. Jedziesz? 
Spojrzałam na Zayna, tak bardzo chciałabym z nim dłużej porozmawiać. 
-Ja to zrobię proszę pani. Jestem Zayn- mój towarzysz przedstawił się szarmancko, całując panią Fell w dłoń. Wida, że kobiecie to zaimponowało.
-Dobrze, niech będzie. A ciebie Alex widzę u nas w niedzielę na obiedzie-i nie czekając na moją odpowiedź odeszła. 
-Oczywiście, do widzenia- zdążyłam powiedzieć. 
Odwróciłam się w stronę Zayna, chłopak uśmiechał się złośliwie. 
-Rodzinny obiad?- zakpił Zayn, po czym dostał ode mnie kuksańca. 
-Czuję się odpowiedzialna za tan incydent.
Pomiędzy nami zapanowała cisza, którą przerywał szmer na korytarzu. Pomimo tak później pory nie zmniejszyła się liczba wypadków, wręcz przeciwnie, nawet ich przybyło. Harmider panujący na korytarz sprawiał, że poczułam zmęczenie dzisiejszego dnia.
-Mogę o coś zapytać?- wypalił nagle Zayn.
-Strzelaj- dodałam mu otuchy.
-Dlaczego umówiłaś się z Marcusem na randkę?
Nie spodziewałam się takiego pytania. 
-Hm. Może dlatego, że to jest mój przyjaciel i stwierdziłam, iż będziemy się całkiem dobrze bawić. Nie przypuszczałam, że z naszego spotkania- to słowo podkreśliłam- wyjdą takie komplikacje. 
Zayn uśmiechnął się, wydawało mi się, że był zadowolony z tej odpowiedzi.    
-Chłopak chciał zabłysnąć- zaśmiał się.
-Tak, teraz błyszczy skręconą kostką.
Zanim się zorientowałam byliśmy już na dworze. Wiatr przeszył moje ciało. Włożyłam ręce do kieszeni kurtki i skulona szłam za Zaynem. Kropelki deszczu moczyły moje włosy. Piękny księżyc znajdujący się na mrocznym niebie, sprawiał wrażenie, jakby poruszał się wraz z nami. 
Podeszliśmy do jednego z samchodów. Zayn, jako dżentelmen, otworzył mi drzwi i gestem dłoni wskazał, żebym weszła do środka. Kiedy je zamknął, zwinnie obszedł samochód i już po chwili siedział obok mnie. Wewnątrz panowała ciemność. W bijącej od deski rozdzielczej poświcie było widać tylko zarys twarzy kierowcy.  Zayn przekręcił kluczykiem i zanim się obejrzałam, już mknęliśmy po głównej drodze Londynu. 
-Alex, mogę o coś zapytać? 
-Oczywiście- odparłam, troszkę zdziwiona, że przerwał cisze. 
-Jeździsz na nartach?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Spojrzałam na Zayna, jego czekoladowe oczy po raz kolejny poraziły mnie swym magnetyzmem.
-Wiesz, moje zdolności narciarskie są porównywalne do Skateboard-owych. 
Popatrzyłam na niego zaskoczona, ale on tylko uśmiechnął się tajemniczo. 
Dojeżdżaliśmy już pod mój blok. Było cicho i ciemno, ale nie mogłam się dziwić, było już bardzo późno. Zayn zatrzymał wóz, ale nie było mi spieszno wysiadać. Nastała cisza, jednoznaczna z faktem, że muszę już opuścić samochód chłopaka. Chwaciłam za klamkę drzwi i kiedy miałam zamiar ją pociągnąć, zatrzymał mnie głos mojego towarzysza.
-Mógłbym prosić o twój numer, w razie czego?- Zapytał.
Troszkę zaskoczona tym pytaniem odparłam:
-Jasne, proszę- spisał mój numer na jakiejś karteczce po czym powiedział:
-Na pewno zadzwonię- uśmiechnął się łobuzersko.
-Do zobaczenia- uśmiechnęłam się i kiedy już miałam wychodzić on złapał moją dłoń. Poczułam jak moje serce zaczyna bić szybciej, a żołądek podchodzi do gardła. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że nasze twarze dzieli zaledwie kilka centymetrów. Szarpnęłam za klamkę, o mało co ją nie wyrywając, i wysiadłam pośpiesznie z samochodu. Przez otwarte drzwi zobaczyłam łobuzerski uśmiech na jego twarzy. Zaparło mi dech w piersiach.
-Miłych snów- powiedział, po czym odjechał.
Przez pewien czas stałam na chodniku, wpatrując się w punk zniknięcia samochodu.
Wchodząc do swojego mieszkania, coraz bardziej zmęczona, skierowałam się prosto do łazienki. Dopiero gorąca woda, trochę mnie ocuciła. Kropelki wody, uderzały o moje ciało. Czułam się jak w transie. Po kilkunastu dobrych minutach, w końcu postanowiłam wyjść. Przebrana w pidżamę, starannie wysuszyłam włosy ręcznikiem. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Może to tylko ta deszczowa pogoda za oknem, a może wydarzenia z dziś, ale wyglądałam jak blada ściana. Pomijając oczywiście wielkie ciemne wory pod oczami. Myśląc o dniu dzisiejszym, skierowałam się korytarzem do swojej małej, przytulnej sypialni. Wskoczywszy pod zimną kołderkę, zamknęłam oczy, starając się jak najszybciej zasnąć. Zmęczenie dało się we znaki, pomagając odpłynąć w krainę Odyseusza.
Tej nocy po raz pierwszy śniłam o Zaynie Maliku.



Hej, haj heloł. Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że tak późno. Nie mam nic na swoją obronę. 
Mam nadzieję, że nie będziecie się gniewać :)
Co sądzicie o rozdziale? Jakieś pytania? Sugestie, co mogłoby się wydarzyć dalej i o czym mogłaby śnić Alex? Liczę na waszą pomoc, bo choruje na BrakoWenoTwórczość xD 
Jeżeli chcecie być powiadamiani o rozdziałach to piszcie swój nick TT :)
Pozdrawiam i do następnego- szybszego niż ten ;))

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział piąty.


Szłam szybkim krokiem w stronę szkoły, chcąc znaleźć się w jakimś ciepłym pomieszczeniu. Zimno otaczające mnie z każdej możliwej strony, dawało się we znaki. Naciągnęłam na dłonie rękawy płaszczyka. Żałowałam, że nie wzięłam rękawiczek, teraz by się przydały. Nie znosiłam deszczu, a teraz był na niego skazana. Październikowa pogoda, przyprawiała o depresje. Ni to pada, ni to śnieży. Nie widać słońca, a zamiast niego, na niebie widnieją kłębiaste chmury. Wiatr rozwiał moje włosy, poczułam przeszywające mnie zimno. Przyśpieszyłam kroku. Z nalawszy się na placu przed szkoła, spuściłam głowę  i przycisnęłam do piersi książkę którą miałam w dłoni. "Żeby tylko nikt mnie nie zauważył"- myślałam. Sprawa z Marcusem nie ucichła, wręcz przeciwnie, cała szkoła tylko o tym mówiła. Dziwiłam się, że ludzie nie mają ciekawszych tematów do rozmów. Szłam do wejścia, kiedy kątem oka dostrzegłam duży, czarny samochód. Wyostrzyłam wzrok, aby sprawdzić kto znajduje się w limuzynie, ale nie było to potrzebne, ponieważ drzwi samochodu się otworzyły, a wyszedł z nich Zayn. Moje źrenice się rozszerzyły. Chłopak obszedł samochód i otworzył drzwi pasażera. Perrie wyskoczyła z samochodu cała w skowronkach. Blondyna zauważyła, że ich obserwuję. W jednej sekundzie, pocałowała Zayna i popatrzyła na mnie z wyższością. Odwróciłam się na pięcie i szłam przed siebie, nie zważając na nic. Nagle na kogoś wpadłam, moje książki wylądowały na ziemi. Troszkę zła, schyliłam się by je pozbierać, ale ktoś mnie wyprzedził.
-Pomogę ci- powiedział Zayn.- A tak w ogóle to cześć.
Uśmiechnięty podał mi książki.
-Dziękuję i cześć- odpowiedziałam z uśmiechem.
-O proszę, proszę! Kogo my tu mamy!- Usłyszałam Perrie.- No jak tam? Umówiliście się już z Marcusem na randkę kujonów? Słuchaj! Mam świetny pomysł! Może biblioteka!
Wybuchła niekontrolowanym śmiechem i odeszła. Jej słowa mnie zabolały
-Zayn! Tylko przyjedź po mnie po lekcjach- krzyknęła z progu drzwi wejściowych szkoły.
-Przepraszam cię za nią- powiedział chłopak kiedy zniknęła nam z oczu, wyraźnie zdziwiony jej zachowaniem.
Już chciałam powiedzieć o niej coś złego, ale powstrzymała się myślą, iż Zayn ją lubi.
-To randka, tak?- wyrwał mnie z zamyślania. Na jego twarzy gościł uśmiech.
-Ja bym tego tak nie nazwała, to po prostu spotkanie- odparłam trochę zawstydzona.
Chciałam żeby ta chwila trwała w nieskończoność, nie maiło znaczenia nic. Zaczynające się lekcje, kartkówka z matematyki, to, że wszyscy się na nas patrzą. Po prostu chciałam tak z nim trwać.
-Alex, wiesz, bo może….- zaczął coś nieśmiało plątać.
-Tak?- próbowałam dodać mu odwagi.
-Nie, nie, nieważne, to było by głupie. Powodzenia na lekcjach.
Odwróciłam się rozczarowana. Myślałam o tym co właściwie chciał mi poiwedzić, może chciał przeprosić za Perrie, lub coś wytłumaczyć. Nie ważne, muszę zająć się lekcjami.. Biegiem ruszyłam przez korytarz. Wpadłam z hukiem do klasy fizycznie pani Jankies, nauczycielka popatrzyła na mnie srogo.
-Co panią zatrzymało, panno Felix?- zapytała ostro.
Jej uszy zrobiły się czerwone. Szpiczasty noc, zaczął drgać, a oczy świdrowały mnie wzrokiem.
-Pewnie Marcus- powiedziała Perrie, z którą miałam fizykę. Klasa zaczęła się śmieć, robiąc w powietrzu całuski. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
-Siadaj!- krzyknęła pani Janies i zaczęła uspakajać klasę.
Chcąc czy nie chcąc, musiałam się zmagać z wyśmiewaniem. Myślałam żeby odmówić Marcusowi, ale wtedy nie miałby życia. Zaczęło by się "Rzuciła go kujonka! nawet jej nie jest wart"- nie chciałam tego, Marcus był moim przyjacielem. Wytłumaczę mu wszystko, że będziemy kolegami, że bardzo go lubię, że zostaniemy przyjaciółmi, że jest to spotkanie a nie randka, mam nadzieję, że zrozumie.
Wychodząc ze szkoły dopadł mnie Marcus, bez żadnych wstępów, zapytał wyraźnie zadowolony.
-To gdzie się wybierzemy na naszą randkę?-
-Hm. No nie wiem, pomyślmy. A co proponujesz?
-A co powiesz na park skateboardowy?- zapytał.
-Co? Marcus, chyba zwariowałeś. Co my tam będziemy niby robić?- zapytałam zdziwiona.
-No... uczyć się jeździć.
-Nie...to jakiś absurd! Przecież, przecież- chciałam coś wymyślić, ale nie miałam pomysłów.
-Nie ma przecież, dobrze nam zrobi takie rozerwanie się! Nauczymy się jeździć...
-A jak nam się coś stanie?- przerwałam mu.
-Nic nam się nie stanie, będziemy się dobrze bawić!  To co, idziemy?
-No to czekam na ciebie o 5.

***

Nie uśmiechało mi się piesza wycieczka. Szliśmy ulicami Londynu już dobre pół godziny. Robiło się coraz zimniej. Marcusowi to nie przeszkadzało. Cały czas trajkotał o tym, jak to przestudiował skatebording. Wczoraj spędził cały wieczór przy komputerze, aby coś się dowiedzieć na temat jazdy. Osobiście uważam, że internet tutaj nic nie pomoże.
-No, jesteśmy- Marcus wyrwał mnie z zamyślenia.
Kiedy weszliśmy do środka, naszym oczom ukazała się duża rampa, na której jeździli jacyś chłopcy. To co tam wyprawiali było niewiarygodne. Jeździli tak, jakby to była bułka z masłem. Zauważyłam kilka osób z naszej szkoły.
-My też będziemy tak wymiatać- szepnął do mnie Marcus. Jak gdyby to, że cały dzień czytał na ten temat, uczyniło z niego mistrza. Zadowolenie malujące się na jego twarzy, zdawało się to potwierdzać.
Zrobiłam wielkie oczy, już chciałam coś powiedzieć, kiedy ktoś nam przerwał. To był instruktor. Dostaliśmy od niego dwie deski, dwa kaski, oraz dwie pary ochraniaczy. Z przerażeniem obserwowałam Marcusa, który stawał na desce. Kiedy już znalazł się na deskorolce, zaczął się wygłupiać, robił śmieszne pozy, udawał zawodowca.
-Marcus, przestań, zrobisz sobie coś!- powiedziałam.
-Nic mi się nie stanie. Patrz jadę na des…- nie zdążył dokończyć, bo z łomotem upadł na ziemię.
-No teraz to raczej ona na tobie- mruknęłam do siebie i zaczęłam się śmiać.
Podbiegłam do leżącego na ziemi chłopaka.
-Mówiłam, że coś ci się stanie! Wszystko w porządku?
Szybko zebrał się i zaczął ponownie. Zaczęłam doceniać jego determinację. Przyznam, że zaczynało mu to nieźle wychodzić i zaczynałam wierzyć w jego geniusz.
Marcus zdawał się „fruwać” na desce, co jakiś czas odwracał się w moją stronę, uśmiechał się i krzyczał, jednak szum panujący w hali, zagłuszał wszelkie komunikaty od niego. Wątpiłam w umiejętności, jednak jego poczynania były coraz śmielsze, co wywoływało moje przerażenie. Marcus wyjechał na szczyt rampy i chcą zjechać w dół, runął na ziemię. W jednej chwili znalazłam się przy nim. Wiedziałam, ze tak się to skończy. Kilka osób zebrało się wokół niego  i usiłowało pomóc. Ktoś wezwał pogotowie.
-Marcus! Marcus! Odezwij się!- krzyczałam do niego.
Popatrzył na mnie bladym wzrokiem.
-Boli jak cholera- powiedział ledwo słyszalnie i stracił przytomność.


***

Marcus leżał na łóżku szpitalnym i zdawał się zlewać z białą poduszką, jakby stanowili jedność. Na oddziale szpitalny panował szum, co rusz przywozili kogoś z wypadków. Na poczekalni znajdowało się kilka osób i jakieś dziecko donośnie płakało. Co jakiś czas, pośpiesznie przebiegła pielęgniarka. Nie jednokrotnie ktoś przechodził, szukając swoich bliskich. W rejestracji jakiś pacjent usiłował uzyskać informację i mimo tłumaczeń pielęgniarki, wyglądała na całkowicie splątanego. Panował zamęt, który przyprawiał mnie o ból głowy. Miałam uczucie, że zaraz się uduszę, chciałam stad jak najszybciej wyjść. Ale gdy popatrzyłam na bladego Marcusa, to przestałam się użalać nad sobą.
-Marcus boli cię?- bardziej szepnęłam, niż powiedziałam.
-Nie, no coś ty, już prawię nie czuję- widziałam, że kłamie. Twarzy wykrzywiła się w grymasie.
-Wytrzymaj, środki przeciwbólowe powinny już zacząć działać, twoi rodzice zaraz tu będą- dodawała mu otuchy, trzymając go za rękę.
Nagle słyszę, że gdzieś w środku tego zamieszania, słyszę swoje nazwisko. Uśmiechnęłam się do siebie, że zaczynam słyszeć głosy w swojej głowie. To chyba przez te nerwy. Jakiś głos powtórzył raz jeszcze, wyraźnie.
-Alexandra Felix? Nie, nie mieliśmy takiego przyjęcia- słyszałam już zupełnie wyraźnie. „To pewnie rodzicie Marcusa”- pomyślałam i wyszłam im naprzeciw.
-To twoi rodzice, pytają o nas. Idę po nich- powiedziałam mu, a on tylko zamknął oczy.
Wyszłam zza parawanu i prawie zderzyłam się z postacią stojącą za nim.
-Zayn?
-Alex, jak się cieszę, ze nic ci nie jest- i nie pytając o zgodę, przytulił mnie mocno.



Cześć najlepsze czytelniczki :D Chciałyście dłuższy i więcej Zayna, więc proszę ;p  Mam nadzieję, że nie wyszło tak źle. Co myślicie? Postanowiłam skończyć na tym, ponieważ, gdybym pisała więcej, to rozdział byłby o wieeeeele dłuższy, a nie chciałam was zanudzić :) dziękuję, że jesteście i komentujecie :) uwielbiam was ;* buziaa ♥

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział czwarty.

Siedziałam na mojej pomarańczowej kanapie, trzymając w ręku zaostrzony ołówek. Rozwiązując równanie matematyczne, próbowałam skupić się wyłącznie na tym. Niestety, osobą siedząca obok mnie, wcale mi nie pomagała. Gadała jak najęta, nie zważając na prace domową, którą razem robiłyśmy. Tak, trzymała ołówek w ręku, ale myślami była zupełnie gdzie indziej. Mówiła o wszystkim tylko nie o matmie. Starałam się ją uciszyć, ale nic to nie pomagało, co chwile znajdywała nowe tematy do trajkotania. Nie słuchałam kompletnie paplaniny Trish, ale w pewnym momencie, jedno słowo przykuło moją uwagę i sprawiło, że popatrzyłam na moja rozmówczynię.

-Co Zayn?- zapytałam zaciekawiona.
-No mówię, że ładna para z tego Zayna i Perrie.
-Aha, no tak- bąknęłam. 
A myślałam, że dowiem się czegoś więcej na temat tej pary.
-Och! Mam już dość tej nauki- powiedziała Patricia, rzucając zeszyt na podłogę. 
-Ja i tak się nie mogę skupić- popatrzyłam na nią znacząco.
 Ta tylko się uśmiechnęła.
-Chodźmy na ciastko- rzuciłam po chwili.
-Nawet wiem gdzie- powiedziała blondyna z tajemniczym uśmiechem. 
Szybko odłożyłyśmy książki i wyszłyśmy.
Urocza kawiarenka, w której teraz przebywałyśmy, wydawała się być całkiem przytulna. Patricia przeglądała menu, nie zwracając uwagi na to, co się dzieję wokół niej. Cicha muzyka, dochodząca z któregoś konta nadawała urok temu miejscu, zapach parzonej kawy wypełniał moje nozdrza, a smakołyki wystawione za szklaną witryną kusiły swoim wyglądem, ale nie do końca ceną. Moje spojrzenie padło na wysokiego, chudego chłopaka, zmierzającego w naszym kierunku. Jego ciemne włosy, były niedbale ułożone. Pomięty uniform sprawiał wrażenie, jakby przed chwilą wstał z łóżka. Wielkie, czarne binokle o mało co, nie spadły mu z nosa, kiedy niechcący się potknął. Trish podniosła głowę. 
-Marcus, ty ciamajdo- powiedziała przez śmiech. 
Zaraz, zaraz.. oni się znają?
-Nie śmiej się młoda!- krzyknął i chyba wszyscy w lokalu na nas popatrzyli. 
Ciemnowłosy posłał im przepraszający uśmiech i zwrócił się do nas.
-Co zamieniacie dziewczyny?
-Aaaa... no tak- powiedziała blondyna.- Marcus to jest Alex. Alex, poznaj ciamajdę, Marcusa.
Chłopak teatralnie przewrócił oczami i wystawił jej język.
-Miło mi poznać, Alex. Bardzo ci współczuję, że musisz z nią siedzieć przy jednym stoliku- powiedział, po czym dostał od Trish kuksańca. 
Pomimo moich wcześniejszych przypuszczeń, Marcus okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem. Siedząc przy jednym stoliku i pijąc kawę rozmawialiśmy o różnych rzeczach od muzyki po szkołę. Właśnie- szkołę. Spojrzałam na zegarek znajdujący się na moim nadgarstku. "Już późno"- pomyślałam. Za oknem było ciemno, na mrocznym niebie widziały gwiazdy, a księżyc przysłaniały kłębiaste chmury. Na drogach nie było ruchu, co sprawiało, że było jeszcze straszniej. 
-Ja się już będę zbierać- podziałałam, po czym zaczęłam ubierać swój płaszczyk. Nim zdążyłam po niego sięgnąć, Marcus już trzymał go w swoich zamaszystych rękach i przez chwilę zdawało mi się, że zarzuci mi go na głowę, ale umiejętnie mi go podał
-Co? Już idziemy?- zapytała Trish z podkówką na twarzy. 
-Jutro szkoła- przypominałam jej, ale ta uciszyła mnie tylko gestem ręki i kazała o niej nie wspominać. Jak prosiła, tak zrobiłam, pożegnałyśmy się z Marcusem i wyszłyśmy w mrok tej nocy. Szłyśmy w milczeniu, wiedząc, że jutro czekają nas zmagania szkolne.
***
-Jaką mamy teraz lekcją?
-Ja mam informatykę- odparłam
-O nie!- krzyknęła Patricia spoglądając na swój plan zajęć.- Ja mam teraz fizykę!
Szłyśmy wolnym krokiem w stronę naszych klas. Klas- ponieważ klasy fizyczna znajdywała się w prawym skrzydle szkoły, a informatyczna w lewym. Nasza szkoła była ogromna. Nagle zobaczyłam Marcusa idącego w naszą stronę. Miał na sobie garnitur, postawione włosy na żelu, wyglądał tak jakby szedł na ślub. Każdy kto obok niego przechodził, zaczął gwizdać i śmiać się zarazem. Trish stojąca obok mnie, sama nie mogła powstrzymać się od śmiechu, a najgorsze było to, że Marcus zatrzymał się, aby z nami pogadać, cała szkoła na nas patrzyła, zrobiło mi się głupio.
-Coś się tak dostrzelił jak indyk w Boże Ciało?!- zapytała Trish dławiąc się śmiechem. Szturchnęłam  ją lekko, dając do zrozumienia, że Marcusowi zrobiło się przykro, ale tak tylko zaczęła śmiać się głośniej.
-A, no bo chciałem…- zaczął. Już miałam powiedzieć, że idę do klasy, gdy nagle w jego mowie usłyszałam swoje imię.- Alex, czy pójdziesz ze mną na randkę?
Trish przestała się śmiać, popatrzyła na niego jakby nie był z tego świata. Poczułam jak mój żołądek się kurczy, chyba wszyscy to usłyszeli.
-No proszę, proszę, mamy kolejną parę w szkole- usłyszałam Perrie.- Wyglądacie idealnie. Piękna i Bestia, no tylko nie ma tu pięknej. 
Po tych słowach odeszła zgięta wpół, ze śmiechu, razem ze swoją ekipą. Spojrzałam na Marcusa, on zupełnie się tym nie przejął, ale ja wręcz przeciwnie.
-Przepraszam- powiedziałam cicho i minęłam chłopaka.
Marcus nie dawał za wygraną, dreptał za mną krok w krok. Czułam jak moja twarz robi się czerwona, a we mnie się gotuje. Byłam wściekła. Kroczył za mną dumnie i nie interesowało go to, że wszyscy wytykali nas pacami, że się naśmiewali. Szłam przed siebie, starając się ignorować przechodnich, oraz podążającego za mną Marcusa. Chciałam wykrzyczeć mu w twarz co o tym wszystkim myślę, ale naglę przystanęłam. Pomyślałam, ze jest przecież normalnym człowiekiem, tak jak ja, więc dlaczego by nie spróbować.
-Dobrze, pójdę na tą randkę- (Co?! Co ja mówię?! Jestem za bardzo zdenerwowana!)
-Na prawdę?
-Tak-(Nie! Nie!Co ja mówię? Przecież to nie miało tak być! Alex!)
Usłyszałam tylko okrzyk radości Marcusa,  po czym zniknął mi z oczu. Pobiegł do klasy w wesołych podskokach, ciesząc się jak małe dziecko. 
-Nie wiem jeszcze kiedy i gdzie się spotkamy- powiedziałam raczej do siebie, bo chłopaka już nie było.  
Nie wieżę, że się z nim umówiłam. 


Witajcie kochani, przepraszam, że nie dodałam jeszcze w 2012- ale macie dziś, tak na początek 2013 :P Sorki, że taki słaby, ale chciałam wam przybliżyć postać Marcusa. Co sądzicie o tym rozdzile? Jak wam minął Sylwester? Dziękuję, za wszystkie komentarze i obserwatorów, jesteście cudowni♥ do następnego :)