wtorek, 22 stycznia 2013
Rozdział szósty.
Stałam nieruchomo w ramionach Zayna. Chłopak trzymał mnie w stalowym objęciu- i całe szczęście, ponieważ gdybym stała o własnych siłach, to nie wiem, czy moje nogi nie zamieniłyby się w watę. Nie wiedziałam czy mam odwzajemnić uścisk, czy też nie. Chłopak chyba wyczuł moje zmieszanie, ponieważ delikatnienie się ode mnie dosunął.
-Przepraszam, nie powinienem.
-Nic się nie stało- powiedziałam, próbując przekonać przy tym samą siebie.
-Pójdziemy coś zjeść? Widziałem tu gdzieś bufet- rzucił po chwili.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Zayn szedł przed siebie, mijając ludzi będących w szpitalu. Szłam tuż za nim i kiedy spojrzałam w dół, ujrzałam nasze splecione dłonie. Poczułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec. Mijaliśmy ludzi z szybkością, co sprawiało, że kilkokrotnie się potknęłam. No tak- moja koordynacja ruchowa. Dobrze, że Zayn trzymał moją dłoń, bo pewnie już dawno wylądowałabym na podłodze. Droga do bufetu nie była długa, co wcale nie przyprawiało mnie o radość- wręcz przeciwnie, byłam trochę zawiedziona, że nie mogę potrzymać choć chwilę dłużej dłoni Zayna.
Wystrój stołówki nie był nadzwyczaj przyciągający. Ściany wyłożone białą boazerią, oraz płytki w kolorze mlecznym. Plastikowe stoły, okryte obrusem kobaltowym, wyglądały trochę śmiesznie. Podeszliśmy do lady i zamówiliśmy po coli. Z napojem w ręku usiadłam na jednym z krzeseł, słysząc jak skrzypi.
-Co ty tu robisz?- zapytałam Zayna, gdy już siedzieliśmy.- Śledzisz mnie?
Zayn parsknął śmiechem, po czym na powrót stał się poważny.
-Nie, choć przyznam, że to musiałoby być ciekawe zajęcie- puścił do mnie perskie oko. Musiałam opuścić wzrok, żeby pozbierać myśli.
-To jak się tu znalazłeś?- Zapytałam.
Po dłuższej cichy odpowiedział:
-Umówiłem się z Perrie- zaczął, z nietęga miną.- Jadąc do niej, usłyszałem jak w wiadomościach mówią o zdarzeniu w parku Skateboard-owym. Opis idealnie pasował do ciebie. Nie myśląc o niczym innym zawróciłem do szpitala. Byłem święcie przekonany, że to ty jesteś poszkodowana, ale na całe szczęście okazało się inaczej- zakończył lekko się uśmiechając.
-Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
-Cała szkoła o tym mówi- uśmiechnął się ironicznie
Poczułam zażenowanie. Musiała minąć dobra minuta, żebym to sobie jakoś poukładała w głowie. Pociągnęłam łyka coli.
-Aż taką niezdarą to ja nie jestem.
Chłopak zaśmiał się krótko.
-Skąd w ogóle pomysł na randkę w parku Skateboard-owym? Nie powiem, jet to oryginalne- tu się uśmiechnął- ale czy bezpieczne.
-Marcus był przekonany, że nie jest to takie trudne na jakie wygląda- oświadczyłam.- Ale ja też nie jestem bez winy, mogłam odmówić.
-No ale miłość jest ślepa- zauważył z uśmiechem.
Zachichotałam.
-Czemu ci tak śmieszno? Czyżbym nie mówił prawdy?- Poruszył zabawnie brwiami.
-Bo tu nie ma żadnej miłości, przynajmniej nie z mojej strony. Dla mnie było to tylko zwykłe spotkanie z przyjacielem- oświadczyłam, zadowolona z swojej mowy. Zayn wyglądał na zbitego z tropu.
-Czyli wy nie jesteście razem?- zapytał.
-Nie.
-Perrie mówiła coś innego.
Poczułam jak po moim ciele rozlewa się fala złości. Nie lubiła mnie- to było jasne. Ale czy nie mogła przejść obok mnie obojętnie? Zawsze musiała mnie wyśmiać, poniżyć?
-Najwidoczniej się myliła- usprawiedliwił ją Zayn.- Alex, chciałem cię przeprosić za jej zachowanie. Nie wiem czemu ci tak dogryza. Pogadam z nią o tym.
Spuściłam wzrok.
-Może po prostu nie kwalifikuje się do jej ligi.
-Wcale nie!- chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwała mu pani zza lady.
-Przepraszam bardzo, ale zamykamy już bufet.
-Tak wcześniej?- zapytał mój towarzysz.
Kobieta zaśmiała się cicho.
-Jest przed 23, proszę pana.
-Alex! Tutaj jesteś- w tej chwili do gry wkroczyli rodzice Marcusa.-Nasz syn prosił, żebyśmy cię odwieźli pod twoje mieszkanie. Jedziesz?
Spojrzałam na Zayna, tak bardzo chciałabym z nim dłużej porozmawiać.
-Ja to zrobię proszę pani. Jestem Zayn- mój towarzysz przedstawił się szarmancko, całując panią Fell w dłoń. Wida, że kobiecie to zaimponowało.
-Dobrze, niech będzie. A ciebie Alex widzę u nas w niedzielę na obiedzie-i nie czekając na moją odpowiedź odeszła.
-Oczywiście, do widzenia- zdążyłam powiedzieć.
Odwróciłam się w stronę Zayna, chłopak uśmiechał się złośliwie.
-Rodzinny obiad?- zakpił Zayn, po czym dostał ode mnie kuksańca.
-Czuję się odpowiedzialna za tan incydent.
Pomiędzy nami zapanowała cisza, którą przerywał szmer na korytarzu. Pomimo tak później pory nie zmniejszyła się liczba wypadków, wręcz przeciwnie, nawet ich przybyło. Harmider panujący na korytarz sprawiał, że poczułam zmęczenie dzisiejszego dnia.
-Mogę o coś zapytać?- wypalił nagle Zayn.
-Strzelaj- dodałam mu otuchy.
-Dlaczego umówiłaś się z Marcusem na randkę?
Nie spodziewałam się takiego pytania.
-Hm. Może dlatego, że to jest mój przyjaciel i stwierdziłam, iż będziemy się całkiem dobrze bawić. Nie przypuszczałam, że z naszego spotkania- to słowo podkreśliłam- wyjdą takie komplikacje.
Zayn uśmiechnął się, wydawało mi się, że był zadowolony z tej odpowiedzi.
-Chłopak chciał zabłysnąć- zaśmiał się.
-Tak, teraz błyszczy skręconą kostką.
Zanim się zorientowałam byliśmy już na dworze. Wiatr przeszył moje ciało. Włożyłam ręce do kieszeni kurtki i skulona szłam za Zaynem. Kropelki deszczu moczyły moje włosy. Piękny księżyc znajdujący się na mrocznym niebie, sprawiał wrażenie, jakby poruszał się wraz z nami.
Podeszliśmy do jednego z samchodów. Zayn, jako dżentelmen, otworzył mi drzwi i gestem dłoni wskazał, żebym weszła do środka. Kiedy je zamknął, zwinnie obszedł samochód i już po chwili siedział obok mnie. Wewnątrz panowała ciemność. W bijącej od deski rozdzielczej poświcie było widać tylko zarys twarzy kierowcy. Zayn przekręcił kluczykiem i zanim się obejrzałam, już mknęliśmy po głównej drodze Londynu.
-Alex, mogę o coś zapytać?
-Oczywiście- odparłam, troszkę zdziwiona, że przerwał cisze.
-Jeździsz na nartach?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Spojrzałam na Zayna, jego czekoladowe oczy po raz kolejny poraziły mnie swym magnetyzmem.
-Wiesz, moje zdolności narciarskie są porównywalne do Skateboard-owych.
Popatrzyłam na niego zaskoczona, ale on tylko uśmiechnął się tajemniczo.
Dojeżdżaliśmy już pod mój blok. Było cicho i ciemno, ale nie mogłam się dziwić, było już bardzo późno. Zayn zatrzymał wóz, ale nie było mi spieszno wysiadać. Nastała cisza, jednoznaczna z faktem, że muszę już opuścić samochód chłopaka. Chwaciłam za klamkę drzwi i kiedy miałam zamiar ją pociągnąć, zatrzymał mnie głos mojego towarzysza.
-Mógłbym prosić o twój numer, w razie czego?- Zapytał.
Troszkę zaskoczona tym pytaniem odparłam:
-Jasne, proszę- spisał mój numer na jakiejś karteczce po czym powiedział:
-Na pewno zadzwonię- uśmiechnął się łobuzersko.
-Do zobaczenia- uśmiechnęłam się i kiedy już miałam wychodzić on złapał moją dłoń. Poczułam jak moje serce zaczyna bić szybciej, a żołądek podchodzi do gardła. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że nasze twarze dzieli zaledwie kilka centymetrów. Szarpnęłam za klamkę, o mało co ją nie wyrywając, i wysiadłam pośpiesznie z samochodu. Przez otwarte drzwi zobaczyłam łobuzerski uśmiech na jego twarzy. Zaparło mi dech w piersiach.
-Miłych snów- powiedział, po czym odjechał.
Przez pewien czas stałam na chodniku, wpatrując się w punk zniknięcia samochodu.
Wchodząc do swojego mieszkania, coraz bardziej zmęczona, skierowałam się prosto do łazienki. Dopiero gorąca woda, trochę mnie ocuciła. Kropelki wody, uderzały o moje ciało. Czułam się jak w transie. Po kilkunastu dobrych minutach, w końcu postanowiłam wyjść. Przebrana w pidżamę, starannie wysuszyłam włosy ręcznikiem. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Może to tylko ta deszczowa pogoda za oknem, a może wydarzenia z dziś, ale wyglądałam jak blada ściana. Pomijając oczywiście wielkie ciemne wory pod oczami. Myśląc o dniu dzisiejszym, skierowałam się korytarzem do swojej małej, przytulnej sypialni. Wskoczywszy pod zimną kołderkę, zamknęłam oczy, starając się jak najszybciej zasnąć. Zmęczenie dało się we znaki, pomagając odpłynąć w krainę Odyseusza.
Tej nocy po raz pierwszy śniłam o Zaynie Maliku.
Hej, haj heloł. Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że tak późno. Nie mam nic na swoją obronę.
Mam nadzieję, że nie będziecie się gniewać :)
Co sądzicie o rozdziale? Jakieś pytania? Sugestie, co mogłoby się wydarzyć dalej i o czym mogłaby śnić Alex? Liczę na waszą pomoc, bo choruje na BrakoWenoTwórczość xD
Jeżeli chcecie być powiadamiani o rozdziałach to piszcie swój nick TT :)
Pozdrawiam i do następnego- szybszego niż ten ;))
niedziela, 6 stycznia 2013
Rozdział piąty.
Szłam szybkim krokiem w stronę szkoły, chcąc znaleźć się w jakimś ciepłym pomieszczeniu. Zimno otaczające mnie z każdej możliwej strony, dawało się we znaki. Naciągnęłam na dłonie rękawy płaszczyka. Żałowałam, że nie wzięłam rękawiczek, teraz by się przydały. Nie znosiłam deszczu, a teraz był na niego skazana. Październikowa pogoda, przyprawiała o depresje. Ni to pada, ni to śnieży. Nie widać słońca, a zamiast niego, na niebie widnieją kłębiaste chmury. Wiatr rozwiał moje włosy, poczułam przeszywające mnie zimno. Przyśpieszyłam kroku. Z nalawszy się na placu przed szkoła, spuściłam głowę i przycisnęłam do piersi książkę którą miałam w dłoni. "Żeby tylko nikt mnie nie zauważył"- myślałam. Sprawa z Marcusem nie ucichła, wręcz przeciwnie, cała szkoła tylko o tym mówiła. Dziwiłam się, że ludzie nie mają ciekawszych tematów do rozmów. Szłam do wejścia, kiedy kątem oka dostrzegłam duży, czarny samochód. Wyostrzyłam wzrok, aby sprawdzić kto znajduje się w limuzynie, ale nie było to potrzebne, ponieważ drzwi samochodu się otworzyły, a wyszedł z nich Zayn. Moje źrenice się rozszerzyły. Chłopak obszedł samochód i otworzył drzwi pasażera. Perrie wyskoczyła z samochodu cała w skowronkach. Blondyna zauważyła, że ich obserwuję. W jednej sekundzie, pocałowała Zayna i popatrzyła na mnie z wyższością. Odwróciłam się na pięcie i szłam przed siebie, nie zważając na nic. Nagle na kogoś wpadłam, moje książki wylądowały na ziemi. Troszkę zła, schyliłam się by je pozbierać, ale ktoś mnie wyprzedził.
-Pomogę ci- powiedział Zayn.- A tak w ogóle to cześć.
Uśmiechnięty podał mi książki.
-Dziękuję i cześć- odpowiedziałam z uśmiechem.
-O proszę, proszę! Kogo my tu mamy!- Usłyszałam Perrie.- No jak tam? Umówiliście się już z Marcusem na randkę kujonów? Słuchaj! Mam świetny pomysł! Może biblioteka!
Wybuchła niekontrolowanym śmiechem i odeszła. Jej słowa mnie zabolały
-Zayn! Tylko przyjedź po mnie po lekcjach- krzyknęła z progu drzwi wejściowych szkoły.
-Przepraszam cię za nią- powiedział chłopak kiedy zniknęła nam z oczu, wyraźnie zdziwiony jej zachowaniem.
Już chciałam powiedzieć o niej coś złego, ale powstrzymała się myślą, iż Zayn ją lubi.
-To randka, tak?- wyrwał mnie z zamyślania. Na jego twarzy gościł uśmiech.
-Ja bym tego tak nie nazwała, to po prostu spotkanie- odparłam trochę zawstydzona.
Chciałam żeby ta chwila trwała w nieskończoność, nie maiło znaczenia nic. Zaczynające się lekcje, kartkówka z matematyki, to, że wszyscy się na nas patrzą. Po prostu chciałam tak z nim trwać.
-Alex, wiesz, bo może….- zaczął coś nieśmiało plątać.
-Tak?- próbowałam dodać mu odwagi.
-Nie, nie, nieważne, to było by głupie. Powodzenia na lekcjach.
Odwróciłam się rozczarowana. Myślałam o tym co właściwie chciał mi poiwedzić, może chciał przeprosić za Perrie, lub coś wytłumaczyć. Nie ważne, muszę zająć się lekcjami.. Biegiem ruszyłam przez korytarz. Wpadłam z hukiem do klasy fizycznie pani Jankies, nauczycielka popatrzyła na mnie srogo.
-Co panią zatrzymało, panno Felix?- zapytała ostro.
Jej uszy zrobiły się czerwone. Szpiczasty noc, zaczął drgać, a oczy świdrowały mnie wzrokiem.
-Pewnie Marcus- powiedziała Perrie, z którą miałam fizykę. Klasa zaczęła się śmieć, robiąc w powietrzu całuski. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
-Siadaj!- krzyknęła pani Janies i zaczęła uspakajać klasę.
Chcąc czy nie chcąc, musiałam się zmagać z wyśmiewaniem. Myślałam żeby odmówić Marcusowi, ale wtedy nie miałby życia. Zaczęło by się "Rzuciła go kujonka! nawet jej nie jest wart"- nie chciałam tego, Marcus był moim przyjacielem. Wytłumaczę mu wszystko, że będziemy kolegami, że bardzo go lubię, że zostaniemy przyjaciółmi, że jest to spotkanie a nie randka, mam nadzieję, że zrozumie.
Wychodząc ze szkoły dopadł mnie Marcus, bez żadnych wstępów, zapytał wyraźnie zadowolony.
-To gdzie się wybierzemy na naszą randkę?-
-Hm. No nie wiem, pomyślmy. A co proponujesz?
-A co powiesz na park skateboardowy?- zapytał.
-Co? Marcus, chyba zwariowałeś. Co my tam będziemy niby robić?- zapytałam zdziwiona.
-No... uczyć się jeździć.
-Nie...to jakiś absurd! Przecież, przecież- chciałam coś wymyślić, ale nie miałam pomysłów.
-Nie ma przecież, dobrze nam zrobi takie rozerwanie się! Nauczymy się jeździć...
-A jak nam się coś stanie?- przerwałam mu.
-Nic nam się nie stanie, będziemy się dobrze bawić! To co, idziemy?
-No to czekam na ciebie o 5.
***
Nie uśmiechało mi się piesza wycieczka. Szliśmy ulicami Londynu już dobre pół godziny. Robiło się coraz zimniej. Marcusowi to nie przeszkadzało. Cały czas trajkotał o tym, jak to przestudiował skatebording. Wczoraj spędził cały wieczór przy komputerze, aby coś się dowiedzieć na temat jazdy. Osobiście uważam, że internet tutaj nic nie pomoże.
-No, jesteśmy- Marcus wyrwał mnie z zamyślenia.
Kiedy weszliśmy do środka, naszym oczom ukazała się duża rampa, na której jeździli jacyś chłopcy. To co tam wyprawiali było niewiarygodne. Jeździli tak, jakby to była bułka z masłem. Zauważyłam kilka osób z naszej szkoły.
-My też będziemy tak wymiatać- szepnął do mnie Marcus. Jak gdyby to, że cały dzień czytał na ten temat, uczyniło z niego mistrza. Zadowolenie malujące się na jego twarzy, zdawało się to potwierdzać.
Zrobiłam wielkie oczy, już chciałam coś powiedzieć, kiedy ktoś nam przerwał. To był instruktor. Dostaliśmy od niego dwie deski, dwa kaski, oraz dwie pary ochraniaczy. Z przerażeniem obserwowałam Marcusa, który stawał na desce. Kiedy już znalazł się na deskorolce, zaczął się wygłupiać, robił śmieszne pozy, udawał zawodowca.
-Marcus, przestań, zrobisz sobie coś!- powiedziałam.
-Nic mi się nie stanie. Patrz jadę na des…- nie zdążył dokończyć, bo z łomotem upadł na ziemię.
-No teraz to raczej ona na tobie- mruknęłam do siebie i zaczęłam się śmiać.
Podbiegłam do leżącego na ziemi chłopaka.
-Mówiłam, że coś ci się stanie! Wszystko w porządku?
Szybko zebrał się i zaczął ponownie. Zaczęłam doceniać jego determinację. Przyznam, że zaczynało mu to nieźle wychodzić i zaczynałam wierzyć w jego geniusz.
Marcus zdawał się „fruwać” na desce, co jakiś czas odwracał się w moją stronę, uśmiechał się i krzyczał, jednak szum panujący w hali, zagłuszał wszelkie komunikaty od niego. Wątpiłam w umiejętności, jednak jego poczynania były coraz śmielsze, co wywoływało moje przerażenie. Marcus wyjechał na szczyt rampy i chcą zjechać w dół, runął na ziemię. W jednej chwili znalazłam się przy nim. Wiedziałam, ze tak się to skończy. Kilka osób zebrało się wokół niego i usiłowało pomóc. Ktoś wezwał pogotowie.
-Marcus! Marcus! Odezwij się!- krzyczałam do niego.
Popatrzył na mnie bladym wzrokiem.
-Boli jak cholera- powiedział ledwo słyszalnie i stracił przytomność.
***
Marcus leżał na łóżku szpitalnym i zdawał się zlewać z białą poduszką, jakby stanowili jedność. Na oddziale szpitalny panował szum, co rusz przywozili kogoś z wypadków. Na poczekalni znajdowało się kilka osób i jakieś dziecko donośnie płakało. Co jakiś czas, pośpiesznie przebiegła pielęgniarka. Nie jednokrotnie ktoś przechodził, szukając swoich bliskich. W rejestracji jakiś pacjent usiłował uzyskać informację i mimo tłumaczeń pielęgniarki, wyglądała na całkowicie splątanego. Panował zamęt, który przyprawiał mnie o ból głowy. Miałam uczucie, że zaraz się uduszę, chciałam stad jak najszybciej wyjść. Ale gdy popatrzyłam na bladego Marcusa, to przestałam się użalać nad sobą.
-Marcus boli cię?- bardziej szepnęłam, niż powiedziałam.
-Nie, no coś ty, już prawię nie czuję- widziałam, że kłamie. Twarzy wykrzywiła się w grymasie.
-Wytrzymaj, środki przeciwbólowe powinny już zacząć działać, twoi rodzice zaraz tu będą- dodawała mu otuchy, trzymając go za rękę.
Nagle słyszę, że gdzieś w środku tego zamieszania, słyszę swoje nazwisko. Uśmiechnęłam się do siebie, że zaczynam słyszeć głosy w swojej głowie. To chyba przez te nerwy. Jakiś głos powtórzył raz jeszcze, wyraźnie.
-Alexandra Felix? Nie, nie mieliśmy takiego przyjęcia- słyszałam już zupełnie wyraźnie. „To pewnie rodzicie Marcusa”- pomyślałam i wyszłam im naprzeciw.
-To twoi rodzice, pytają o nas. Idę po nich- powiedziałam mu, a on tylko zamknął oczy.
Wyszłam zza parawanu i prawie zderzyłam się z postacią stojącą za nim.
-Zayn?
-Alex, jak się cieszę, ze nic ci nie jest- i nie pytając o zgodę, przytulił mnie mocno.
Cześć najlepsze czytelniczki :D Chciałyście dłuższy i więcej Zayna, więc proszę ;p Mam nadzieję, że nie wyszło tak źle. Co myślicie? Postanowiłam skończyć na tym, ponieważ, gdybym pisała więcej, to rozdział byłby o wieeeeele dłuższy, a nie chciałam was zanudzić :) dziękuję, że jesteście i komentujecie :) uwielbiam was ;* buziaa ♥
wtorek, 1 stycznia 2013
Rozdział czwarty.
Siedziałam na mojej pomarańczowej
kanapie, trzymając w ręku zaostrzony ołówek. Rozwiązując równanie matematyczne,
próbowałam skupić się wyłącznie na tym. Niestety, osobą siedząca obok mnie,
wcale mi nie pomagała. Gadała jak najęta, nie zważając na prace domową, którą
razem robiłyśmy. Tak, trzymała ołówek w ręku, ale myślami była zupełnie gdzie
indziej. Mówiła o wszystkim tylko nie o matmie. Starałam się ją uciszyć, ale
nic to nie pomagało, co chwile znajdywała nowe tematy do trajkotania. Nie
słuchałam kompletnie paplaniny Trish, ale w pewnym momencie, jedno słowo
przykuło moją uwagę i sprawiło, że popatrzyłam na moja rozmówczynię.
-Co Zayn?- zapytałam zaciekawiona.
-No mówię, że ładna para z tego
Zayna i Perrie.
-Aha, no tak- bąknęłam.
A myślałam, że dowiem się czegoś
więcej na temat tej pary.
-Och! Mam już dość tej nauki-
powiedziała Patricia, rzucając zeszyt na podłogę.
-Ja i tak się nie mogę skupić-
popatrzyłam na nią znacząco.
Ta tylko się uśmiechnęła.
-Chodźmy na ciastko- rzuciłam po
chwili.
-Nawet wiem gdzie- powiedziała
blondyna z tajemniczym uśmiechem.
Szybko odłożyłyśmy książki i
wyszłyśmy.
Urocza kawiarenka, w której teraz
przebywałyśmy, wydawała się być całkiem przytulna. Patricia przeglądała menu,
nie zwracając uwagi na to, co się dzieję wokół niej. Cicha muzyka, dochodząca z
któregoś konta nadawała urok temu miejscu, zapach parzonej kawy wypełniał moje
nozdrza, a smakołyki wystawione za szklaną witryną kusiły swoim wyglądem, ale
nie do końca ceną. Moje spojrzenie padło na wysokiego, chudego chłopaka,
zmierzającego w naszym kierunku. Jego ciemne włosy, były niedbale ułożone.
Pomięty uniform sprawiał wrażenie, jakby przed chwilą wstał z
łóżka. Wielkie, czarne binokle o mało co, nie spadły mu z nosa, kiedy
niechcący się potknął. Trish podniosła głowę.
-Marcus, ty ciamajdo- powiedziała
przez śmiech.
Zaraz, zaraz.. oni się znają?
-Nie śmiej się młoda!- krzyknął i
chyba wszyscy w lokalu na nas popatrzyli.
Ciemnowłosy posłał im przepraszający
uśmiech i zwrócił się do nas.
-Co zamieniacie dziewczyny?
-Aaaa... no tak- powiedziała
blondyna.- Marcus to jest Alex. Alex, poznaj ciamajdę, Marcusa.
Chłopak teatralnie przewrócił oczami
i wystawił jej język.
-Miło mi poznać, Alex. Bardzo ci
współczuję, że musisz z nią siedzieć przy jednym stoliku- powiedział, po czym
dostał od Trish kuksańca.
Pomimo moich wcześniejszych
przypuszczeń, Marcus okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem. Siedząc przy
jednym stoliku i pijąc kawę rozmawialiśmy o różnych rzeczach od muzyki po
szkołę. Właśnie- szkołę. Spojrzałam na zegarek znajdujący się na moim
nadgarstku. "Już późno"- pomyślałam. Za oknem było ciemno, na
mrocznym niebie widziały gwiazdy, a księżyc przysłaniały kłębiaste chmury. Na
drogach nie było ruchu, co sprawiało, że było jeszcze straszniej.
-Ja się już będę zbierać-
podziałałam, po czym zaczęłam ubierać swój płaszczyk. Nim zdążyłam po niego
sięgnąć, Marcus już trzymał go w swoich zamaszystych rękach i przez chwilę
zdawało mi się, że zarzuci mi go na głowę, ale umiejętnie mi go podał
-Co? Już idziemy?- zapytała Trish z
podkówką na twarzy.
-Jutro szkoła- przypominałam jej,
ale ta uciszyła mnie tylko gestem ręki i kazała o niej nie wspominać. Jak
prosiła, tak zrobiłam, pożegnałyśmy się z Marcusem i wyszłyśmy w mrok tej nocy.
Szłyśmy w milczeniu, wiedząc, że jutro czekają nas zmagania szkolne.
***
-Jaką mamy teraz lekcją?
-Ja mam informatykę- odparłam
-O nie!- krzyknęła Patricia
spoglądając na swój plan zajęć.- Ja mam teraz fizykę!
Szłyśmy wolnym krokiem w stronę
naszych klas. Klas- ponieważ klasy fizyczna znajdywała się w prawym skrzydle
szkoły, a informatyczna w lewym. Nasza szkoła była ogromna. Nagle zobaczyłam
Marcusa idącego w naszą stronę. Miał na sobie garnitur, postawione włosy na żelu,
wyglądał tak jakby szedł na ślub. Każdy
kto obok niego przechodził, zaczął gwizdać i śmiać się zarazem. Trish stojąca
obok mnie, sama nie mogła powstrzymać się od śmiechu, a najgorsze było to, że
Marcus zatrzymał się, aby z nami pogadać, cała szkoła na nas patrzyła, zrobiło
mi się głupio.
-Coś się tak dostrzelił jak indyk w
Boże Ciało?!- zapytała Trish dławiąc się śmiechem. Szturchnęłam ją lekko, dając do zrozumienia, że Marcusowi
zrobiło się przykro, ale tak tylko zaczęła śmiać się głośniej.
-A, no bo chciałem…- zaczął. Już
miałam powiedzieć, że idę do klasy, gdy nagle w jego mowie usłyszałam swoje
imię.- Alex, czy pójdziesz ze mną na randkę?
Trish przestała się śmiać,
popatrzyła na niego jakby nie był z tego świata. Poczułam jak mój żołądek się
kurczy, chyba wszyscy to usłyszeli.
-No proszę, proszę, mamy kolejną
parę w szkole- usłyszałam Perrie.- Wyglądacie idealnie. Piękna i Bestia, no
tylko nie ma tu pięknej.
Po tych słowach odeszła zgięta wpół,
ze śmiechu, razem ze swoją ekipą. Spojrzałam na Marcusa, on zupełnie się tym
nie przejął, ale ja wręcz przeciwnie.
-Przepraszam- powiedziałam cicho i
minęłam chłopaka.
Marcus nie dawał za wygraną, dreptał
za mną krok w krok. Czułam jak moja twarz robi się czerwona, a we mnie się gotuje. Byłam wściekła. Kroczył za mną dumnie i nie interesowało go to, że wszyscy wytykali nas pacami, że się naśmiewali. Szłam przed siebie, starając się ignorować przechodnich, oraz podążającego za mną Marcusa. Chciałam wykrzyczeć mu w twarz co o tym wszystkim myślę, ale naglę przystanęłam. Pomyślałam, ze jest przecież normalnym człowiekiem, tak jak ja, więc dlaczego by nie spróbować.
-Dobrze, pójdę na tą randkę- (Co?! Co ja mówię?! Jestem za bardzo zdenerwowana!)
-Na prawdę?
-Tak-(Nie! Nie!Co ja mówię? Przecież to nie miało tak być! Alex!)
Usłyszałam tylko okrzyk radości Marcusa, po czym zniknął mi z oczu. Pobiegł do klasy w wesołych podskokach, ciesząc się jak małe dziecko.
-Nie wiem jeszcze kiedy i gdzie się spotkamy- powiedziałam raczej do siebie, bo chłopaka już nie było.
Nie wieżę, że się z nim umówiłam.
Witajcie kochani, przepraszam, że nie dodałam jeszcze w 2012- ale macie dziś, tak na początek 2013 :P Sorki, że taki słaby, ale chciałam wam przybliżyć postać Marcusa. Co sądzicie o tym rozdzile? Jak wam minął Sylwester? Dziękuję, za wszystkie komentarze i obserwatorów, jesteście cudowni♥ do następnego :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)